środa, 30 lipca 2014

Rozdział 3

"Kartoteka"


-Skończyłaś? – pyta znudzona Cat, w czasie gdy ja wrzeszczę i rzucam przedmiotami o ścianę.
                Jesteśmy właśnie w jednym z opuszczonych magazynków w szkole. Jest to jedno wielkie zbiorowisko zapomnianych lub nieużywanych przedmiotów, które świetnie rozbijają się na ścianach. Pomieszczenie ulokowane jest na strychu, więc mało kto tu przychodzi, ale dla nas to dobrze, bo jest to kolejna skrytka. Co prawda tydzień zajęło Willowi wyzbycie się wszystkich pająków, bym mogła tam wejść, ale zawsze coś. Dalej te małe poczwary gdzieś czekają w kątach lub za szafkami, ale na szczęście tam nie zaglądam. 
             Wizyta dyrektora wyciągnęła mnie ze skóry, chyba jeszcze nigdy nie byłam tak wściekła. Wszyscy jesteśmy, ale tylko ja tak strasznie reaguję.

      Rzucam ostatni brudny i zakurzony dzban o ścianę, który roztrzaskuje się na większe i mniejsze kawałki. Nadal jestem zła, ale nie mam już siły, by rzucać przedmiotami. W jakimś sensie ulżyło mi.
                -Koniec? – pyta ponownie Cat. Co najmniej dwa razy prawie dostała odłamkiem szkła, ale jakimś cudem udało mi się jej nie skrzywdzić.
-Ta – odpowiadam, uspakajając oddech. – Koniec.
-Nareszcie – mówi moja przyjaciółka, otrzepując spodnie i rękawy z pyłu i kurzu, który na niej osiadł. – Idziemy, zaraz tu dostanę alergii. – Spogląda na zegarek na ręce. – I, o ironio, ale masz wyczucie czasu. Akurat zaczyna się kolacja.
                Marszczę brwi, wychodząc za nią z pomieszczenia. Aż tyle czasu mi tu zajęło? Cóż, jak to mówią, przy dobrej zabawie czas leci szybciej. Jestem pewna, że rozwalanie przedmiotów tego też się dotyczy.
                Schodzimy po trzech kondygnacjach schodów w dół. Mijając okna zaglądam przez nie i widzę strażników na dole. Trochę dalej drugi budynek, mniejszy od naszego, dwupiętrowy. Jeśli dobrze pamiętam, to budynek gimnazjalistów. Podstawówka ma tylko jedno piętro, ale za to dodatkowe boczne skrzydło. Gimnazjum nie ma żadnych skrzydeł, to tylko prosty budynek z czerwonej cegły. Nasz, licealistów, ma dwa boczne skrzydła, gdzie mieszcząc się sypialnie, dwa piętra, gdzie znajdują się klasy, parter, gdzie jest stołówka, świetlica, czytelnia połączona z biblioteką i salon, a na samej górze jest strych. Nie rozumiem, po co nam strych, ale nie narzekam, dopóki mamy tam kryjówkę.
                Wchodzimy na stołówkę, która jest już zapchana uczniami. Wybieramy sobie jedzenie ze szwedzkiego stołu i dosiadamy się do Elzy oraz Willa. Zawsze siadamy przy tym samym stoliku, gdzieś jest nawet wyryte moje imię, co zrobiłam, gdy usiadłam tu pierwszy raz. Efekt nudy, ale Cat, Elza i Will zrobili to samo, przez co jest to teraz nasz stolik.
                Will mętnie miesza łyżką w płatkach, a Elza ściska w rękach kubek gorącej herbaty, z której unosi się para. Aż dziwne, że jej nie parzy. Obydwoje pewnie nie mają apetytu po wizycie dyrektora, Cat, jak widzę, również, bo nawet nie tknęła swojej kanapki, ale ja przed chwilą stłukłam około dwadzieścia wazonów i rozwaliłam dwa krzesła, więc prawie pochłaniam miskę płatek i kanapkę.
                -Coś nowego? – pyta Cat. Will podnosi głowę. Jest spokojny, ale w jego oczach widzę gniew. Jeśli jeszcze się nie wyżył, to wolę nie być przy nim po kolacji.
-Mamy coś, ale nie jest to związane z przejściem przez mur – oznajmia. Marszczę brwi.
-Czyli nic ciekawego – mruczę z pełną buzią, odrywając skórkę od chleba.
-Myśleliśmy o tych uczniach, którzy zniknęli – dołącza się Elza. – O tym, co ich łączy.
-Poza tym, że zniknęli? – Cat przechyla głowę, a Elza gromi ją spojrzeniem.
-Wszyscy słabo sobie radzili i można powiedzieć, że byli… mieli większe serce od innych.
-Chcesz powiedzieć, że dyrektorzy ich pozabijali? – prycham.
-Nie – odpowiada powoli Will, jakby właśnie sobie coś uświadomił. Odkłada łyżkę ze stuknięciem, a jego oczach zaczyna pojawiać się ta znajoma mi iskierka, gdy wymyśla jakiś plan. – Zostali przeniesieni do Bohaterów.


-Oszalałeś – mówię.
                Jesteśmy w skrytce pod schodami, dalej tą samą grupa, co poprzednio. Siedzę na stęchłych kocach pod ścianą, wpatrując się w Willa.
                -Nie! – zarzeka się. – Nie rozumiesz? Każdy z nich był… miły, przyjazny. Nie pasowali tu, dlatego zostali przeniesieni.
-Przenieśliby ich już wcześniej! – zaprzecza Cat. Jedyna stoi po mojej stronie.
-Dawali im szanse, chcieli zobaczyć czy się zmienią!
-A ty byś się zmienił, gdyby teraz zabrali cię do Bohaterów?! – krzyczę. – Mogliby i mieć tą ich krew w sobie, jak Cat, której matka była Bohaterką, ale czy Cat można teraz zmienić? – Pominiemy to, że Cat w tym momencie posłała mi mordercze spojrzenie mówiące „nie mieszaj mnie w to.” – Nie, bo jest Rebeliantką, wychowała się wśród Rebeliantów i czy chce czy nie, charakter Rebeliantów jest jej częścią. Tych, którzy zniknęli, mogli ewentualnie zabrać na egzekucję, ale to tylko ewentualnie.
"Cat przez chwilę wpatruje się w Willa, po czym
spuszcza wzrok."
W pomieszczeniu zapada cisza, a ja odwracam głowę i nie odzywam się więcej, tylko w milczeniu skubię paznokcie. Cat przez chwilę wpatruje się w Willa, po czym spuszcza wzrok.
Powiedziałam prawdę, to, co wszystkim chodziło po głowie, ale tylko ja miałam odwagę to wypuścić.
                Aby zabrać do aniołów osobę, która wychowała się wśród diabłów, potrzeba sporo pracy. Może i Dominique, współlokatorka Elzy, była milsza od innych, ale widziałam, jak śmiała się, gdy komuś działa się krzywda. Słyszałam jak pyskuje i, swoją drogą, znała więcej brzydkich słów niż ja. Nie mogli zabrać jej do Bohaterów, to niemożliwe, by tak szybko nauczyła się, jak z nimi żyć. Musieliby usunąć jej pamięć. A to i tak za mało. Jeśli serce zapamiętało, że jesteś zły, będzie pamiętało nawet wtedy, gdy twój mózg zawiedzie.
                -To pomożesz nam czy nie? – pyta mnie Elza. Spoglądam na nią kątem oka.
-Pomogę – mówię. – Ale nie wierze w tę bajeczkę o Bohaterach, to nierealne. Co właściwie chcecie zrobić?
Will uśmiecha się lekko i posyła mi spojrzenie, w których czai się iskierka szaleństwa.
-Włamać się do pokoju dyrektorów.


-To zły pomysł – powtarzam po raz setny, schodząc po schodach za Cat i Elzą.
                Jest godzina po ciszy nocnej, a my idziemy włamać się do dyrektorów. Kiedy Will mi to powiedział, od razu oznajmiłam, że nie biorę w tym udziału. Ale oczywiście, wcześniej powiedziałam, że pomogę, a Will nie odpuścił, dopóki się nie zgodziłam. A gdy opowiedział mi plan, o mało nie posikałam się ze śmiechu.
                -Masz lepszy? – pyta mnie Elza.
-Po co wam ich kartoteki? – odpowiadam pytaniem na pytanie. Nie mam lepszego planu, bo w tym w ogóle nie chciałam brać udziału.
-W kartotekach zapisują wszystko na temat ucznia – oznajmia Cat. – Zakładam, że chcą zobaczyć, iż ci co zniknęli mieli predyspozycje do Bohaterów.
-To głupie – parskam.
-Ucisz się – warczy do mnie Elza. Odwraca się i idzie dalej, a ja pokazuję jej język.
-Po co ja wam w ogóle jestem potrzebna? – pytam. – I Cat?
-Bo nie idziemy wszyscy, głupia – Elza odzywa się do mnie, jakbym była dziesięcioletnim dzieckiem. – Kilkanaście młodych Rebeliantów zbitych w grupkę i snujących się przed pokojem dyrektorów? Pomyśl trochę.
                Przechodzimy przez główny korytarz, a potem innymi schodami w górę, aż dochodzimy do piętra, gdzie są wszystkie pomieszczenia szkolne. W tym i pokój dyrektorów.
-Myślę – burczę. – I stwierdzam, że trójka by co najmniej wystarczyła.
-Cóż, wiec idziemy w piątkę. Gideon zajmie się włamaniem do komputera, ty i ja przeszukamy papierowe akta, Cat stanie na czatach, a Will pozbędzie się monitoringu i alarmu.
-Dyrektorzy mają alarm w drzwiach? – pyta Cat, marszcząc brwi. Elza natychmiast ją ucisza i popycha na ścianę. Cat wydaje zaskoczony okrzyk, ale Elza nadeptuje jej na stopę, nakazują być cicho.
                Jesteśmy przed drzwiami prowadzącymi do korytarza dyrektorów. Tam są ich sypialnie i oczywiście pokój. Nie stoimy na wprost do drzwi, bo kamery by nas zarejestrowały, ale w pewnym momencie Will wyskakuje z drzwi i uśmiecha się do nas jak szaleniec.
-No? Co tu tak stoicie? – pyta i w tym samym momencie wyłącza się prąd. Po czym poznaję, skoro światła i tak są wyłączone, a my mamy latarki? Przez okno widzę, że gasną latarnie, w gimnazjum i podstawówce nie pali się ani jedno światło, a lampka, która włącza się, kiedy ktoś stanie przed drzwiami do korytarza, a która włączyła się i tym razem, nagle zgasła.
                -Will, coś ty narobił? – syczy Elza, obdarzając Willa tak złym spojrzeniem, że aż dziwie się, iż nie zamienił się w robaka i nie uciekł.
-Miałem pozbyć się kamer i monitoringu! I to zrobiłem!
Elza najwyraźniej powstrzymuję się od komentarza.
-Módl się, aby dyrektorzy nie mieli komputerów stacjonarnych – warczy, po czym, wyjątkowo cicho i łagodnie otwiera drzwi i wchodzi do korytarza. Drzwi do pokoju dyrektorów są lekko uchylone, a w środku widzimy światło latarki. Gdy tam wchodzimy, dostrzegam Gideona, który już usiadł na końcu stołu, przed laptopem. Nie podnosi nawet na nas wzroku, tylko stuka zawzięcie palcami w klawiaturę.
                Pokój jest wielki. Na środku stoi długi stół z ciemnego drewna. W kącie stoi mała lodówka, a obok blat, na nim mikrofalówka, a jeszcze obok, o matko, automat ze słodyczami i różnymi przekąskami. (Nie dziwne, że dyrektorzy opuszczają to miejsca tylko na noc). Są tu jeszcze dwie szafy i drzwi do łazienki, a przy bocznej ścianie ciągnie się rząd metalowych szafek z szufladami. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że jest to pokój nauczycielski, ale ten znajduje się na drugim końcu korytarza.
                -Pan Bardzo Mądry wysadził prąd, więc musimy poradzić sobie bez niego. Gideonie, laptop jest naładowany, uda ci się do niego włamać? – pyta Elza, podchodząc do Gideona. Przyglądam mu się spod zmrużonych powiek. Wygląda na osobę, która naprawdę wie, co robi, a kiedy podnosi głowę i uśmiecha się do Elzy, ja już znam odpowiedź.
-Jak nie ja to kto? Nie sądzę, by jakiś inny Rebeliant znał się na komputerach.
-Bo inni Rebelianci nie są nerdami – mruczy Cat, przechodząc obok mnie, tak że słyszę ją tylko ja.
-Cat, stań przy drzwiach – poleca jej Elza, a sama podchodzi do szafek. Kiwa do mnie głową, aby jej pomogła, a ja niechętnie ruszam się z miejsca. Niby kamery są wyłączone, ale cały czas mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
                Po kolei otwieramy szuflady, mając w pamięci nazwiska, które podała mi Elza. Nazwiska osób, które zniknęły. Kartoteki na szczęście są poukładane alfabetycznie, powinno nam pójść łatwo. Niestety, kiedy dochodzę do miejsca, gdzie powinna być kartoteka Dominique, tej nie ma. Sprawdzam dokładnie jeszcze dwa razy, świecę latarką, ale nie znajduję jej.
                -Zabrali – oznajmia nagle ze złością Elza. Z trzaskiem zamyka szufladę, a ja krzywię się. Jeśli nagle wparuje tu jakiś dyrektor wszystko zrzucę na Elzę.  
                Krzyżuję ramiona na piersi i opieram się o szafki. Wpatruję się w Gideona, który marszczy czoło i pochyla się do monitora, by lepiej widzieć. Widzę jak ze złością wciska koleje klawisze i mam wrażenie, że zaraz wyrzuci tego laptopa za okno. Pierwszy raz widzę, by był czymś tak zajęty. Nigdy nie przypuszczałam, że Gideon może znać się na komputerach. To cecha bardziej ceniona u Bohaterów, ale jeśli potrafi się włamać do czyichś kont, jeśli jest dobrym hakerem… cóż, Rebelianci na pewno to pochlebiają.
"Podchodzę i pochylam się nad monitorem"
                Elza wychodzi z pokoju, pewnie w poszukiwaniu Willa, a Gideon nagle odchyla się na krześle i zakłada ręce za głowę. Podnosi wzrok, poszukując Elzy, ale nie widząc jej, pada na mnie.
-Spójrz na to – mówi. Podchodzę i pochylam się nad monitorem. Przez chwilę mam wrażenie, że oczy wypadną mi z orbit.
Dokładnie opisana kartoteka Dominique, głosząca, iż Dom była eksperymentem urodzonym u Bohaterów. Jest napisane, że próbowali różnych operacji mózgowych i wizyt u psychologów, aby przekierować jej umysł na myśli Rebelianta, a następnie odesłali ją do nas, by zobaczyć, czy się powiodło. Na samym dole, wielkimi, czerwonymi literami pisze „EKSPERYMENT NIEUDANY”, więc obstawiam, że się nie udało.
-Możesz to jakoś zabrać, wydrukować? – pytam. Gideon wyciąga coś małego z kieszeni i wtyka to w jedno z wejść do laptopa. Pendrive. Przenosi na niego parę kartotek, przed oczami miga mi moje nazwisko, a następnie wszystko się zamyka i Gideon wkłada z powrotem małe urządzenie do kieszeni. Zamyka laptopa i wstaje.
Idziemy do drzwi, ale w tym samym momencie Cat odskakuje i do środka wpada jeden z dyrektorów. 

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 2

"Mały problem"



 Po wszystkich lekcjach przychodzi czas na karę moją i Cat. Przebieramy się w dresy, ciepłe bluzy i wygodne buty i idziemy do ogrodu. Wcześniej pobieramy od strażnika, dyżurującego kary, co mamy robić i bierzemy z szopki odpowiednie narzędzia. Zazwyczaj musimy oczyszczać ogród ze śmieci i niepotrzebnych chwastów, ale zależy to też od pory roku.
                Nie mogę się skupić na pracy, bo cały czas myślę o planie Willa. Chcę, by tym razem się nam udało, chcę zobaczyć jak się po drugiej stronie.
Kątem oka dostrzegam Gideona. On również często ma kary. Może i jest spokojniejszy od reszty i trzyma się na uboczu, ale mam wrażenie, że to tylko pozory. Patrzę się na niego i próbuję go zrozumieć.
                Gideon często ma ataki. Wiele razy byłam ich świadkiem. Kiedy się zdenerwuje, jest nawet zdolny do zabójstwa, nie panuje nad sobą. Zawłada nim wewnętrzna bestia, którą dusi w sobie i udaje grzecznego chłopca. Wstydzi się swoich ataków i stara się je kontrolować, ale ja uważam, że to niepotrzebne i bezcelowe. U Rebeliantów to się ceni. U niego najwyraźniej nie.
                Napotyka mój wzrok i nasze spojrzenia się krzyżują. Uśmiecham się lekko, a ten się rumieni i szybko odwraca wzrok. Kręcę głową i wracam do pracy.
-Nie podrywaj go – Cat daje mi kuksańca w bok. Nie podnosi głowy, ale wiem, że się uśmiecha.
-Nie psuj mi planów – udaję obrażoną, ale gdy Cat na mnie spogląda zaczynam się śmiać. Cat również.
                Często żartuje z ludzi, ale nie potrafię żartować z kogoś tak bezbronnego jak Gideon. Ale jeśli Cat myśli, że mogłabym podrywać Gideona jest w wielkim błędzie. Nic do niego nie mam, poważnie, ale nie mogłabym. Po prostu nie.
                Po pracy wracamy razem z Cat do pokoju. Jesteśmy brudne od ziemi i śmierdzimy trawą, dlatego każda z nas idzie się obmyć. Kary zawsze odbywają się o dwudziestej lub wcześniej, jeśli jest zima i szybciej robi się ciemno. Wracamy więc równo o ciszy nocnej i mamy mało czasu, by się odświeżyć, ale jakoś nam się udaje. Godzinę po ciszy mamy być w skrytce pod schodami, więc kiedy wybija dwudziesta trzecia na mój telefon przychodzi SMS. 

Od: Willy
Treść: Gdzie jesteście? Ruchy, wszyscy już prawie są, nie zaczniemy bez Was!

„Wszyscy”? Jacy wszyscy? Chyba nie chodzi mu tylko o Elzę. Co on, do jasnej cholery, kombinuje? Próbuje wkręcić więcej osób w ucieczkę, odpowiada natychmiast moja wewnętrzna mądrala. Im będzie nas więcej, tym łatwiej będzie wymyślić dobry plan i wykonać go lub odwrócić uwagę innych, jeśli będzie taka potrzeba.
                Cat wychodzi z łazienki i natychmiast wychodzimy z pokoju. Po cichu schodzimy na dół, do głównych schodów. Mało osób się tu pałęta, bo często chodzi tędy strażnik, ale jak się wie, kiedy wchodzi, a kiedy wychodzi, to się i wie, kiedy można być na widoku, a kiedy nie.
                Schody w głównym holu, prowadzące do sypialni nauczycieli i gabinetów lekcyjnych, są ogromne. Zajmują jakby całą ścianę, więc można by pomyśleć, że nic za nimi nie ma. A błąd, bo jest.
                Po bokach, na samym dole, gdzie barierki rozpoczynają rzeźby Afrodyty i Herkulesa, można przejść pomiędzy rzeźbami, a ścianą. Jest to dobra skrytka, mało tam miejsca i strasznie ciemno, ale to nie jest nasza skrytka pod schodami. Znajduje się ona dosłownie pod schodami. Kiedy już jest się w niszy, pomiędzy ścianką schodów, a ścianą holu, można przejść do innego pomieszczenia. W ściance schodów są obluzowane deski, przez które można wejść. Aż dziw, że nikt, oprócz nas, jeszcze na to nie wpadł.
                Wchodzimy razem z Cat. W środku jest ponuro i śmierdzi zgnilizną oraz kurzem, kręci od niego w nosie, a na środku wisi mała żaróweczka oświetlająca twarze siedzących w środku ludzi. Podejrzewam, że kiedyś było tu planowane pomieszczenie, ale z niewiadomych powodów zostało zapomniane i poniszczone. Są tam siedziska, stęchłe, obdarte i zakurzone, ale da rady na nich siedzieć. Można się spokojnie wyprostować, bo pomieszczenie jest na tyle wysokie, na ile prowadzą schody w górę. Trzy ściany są proste, jedna, ta od schodów, jest pochylona.
                W środku siedzi przynajmniej dziesiątka uczniów, widzę Willa, stojącego na środku, jakby przywódca, widzę Elzę, siedzącą w kącie i nie przejmującą się pająkami and nią, i widzę Gideona, siedzącego na krześle na uboczu. Dziwi mnie jego widok, ale również denerwuje fakt, że teraz więcej osób będzie wiedzieć o tej skrytce. Mamy wiele innych, ale ta jest wręcz idealna i najczęściej używana.
                -Dziesięć minut spóźnienia – oznajmia Will, gdy nas widzi.
-A ty co, minutnik? – prycham. Krzyżuję ramiona na piersi i staję przed nim, a Cat opada na siedziska przy ścianie. Will mierzy mnie spojrzeniem, po czym się uśmiecha i odwraca do reszty.
-Drodzy państwo, oto kobieta, która poprowadzi nas za mur – oznajmia. Marszczę brwi i patrzę na niego z niezrozumieniem. Will ponownie spogląda na mnie. – Ponieważ ty, kochanie, przeprowadzisz całą akcję.
                Cholera.
-Co proszę? – niemal piszczę. Nie wiem, czy to dlatego, że czuje ekscytację, iż będę przywódcą i wszyscy będą na moje rozkazy, czy to dlatego, że boję się, iż zawalę cała misję. – Kto by chciał, żebym to ja niby miała prowadzić całą akcję?
Wcale nie zadawałam tego pytania, by usłyszeć odpowiedź, ale każdy w pomieszczeniu podniósł rękę.
-Och, dzięki – mówię. – Wcale nie pomagacie.
-Dobra, teraz się przymknij i słuchaj – oznajmia Will i nakazuje mi usiąść pod ścianą.


-Kamery! – niemal wrzeszczę. – Kamery, do cholery! Dlaczego o tym nie pomyślałam?!
-Ja również nie sądziłam, żeby Rebelianci obserwowali cały obiekt – Cat marszczy brwi. – Po co? Mają strażników, kamery nie są w stylu Rebeli, oni nie boją się wandalizmu.
                Wchodzimy na górę, kierując się w stronę pokoi dziewczyn. Niemal nie zaczęłam rozwalać przedmiotów, kiedy Will opowiedział i swój plan. W sumie, nie sam plan był zły, ale rzeczy, które uniemożliwiały jego rozwój.
                -Oni nie boją się o wandalizm, głupie – mówi Elza za naszymi plecami. Odwracam się, nie rozumiejąc. Elza stuka mnie placem w głowę. – Pomyśl trochę, niedorozwinięta Rebeliantko.
-Boją się, że uciekniemy – zgaduje Cat. Elza kręci głową.
-Przecież już niektórym się udało. Wydaje mi się, że chodzi im o Bohaterów. Żeby żaden nie dostał się na ich teren.
-Wielcy, bardzo źli Rebelianci, którzy mają broni pod dostatkiem i cieszą się cudzą krzywdą, boją się, że jakiś młody Bohater przejdzie przez mur. Mur, który ma cztery metry, jest spowity kolczatką, a do tego jego cegły obdzierają skórę przy małym przejechaniu ręką. A nawet gdyby tak nie było, to Bohaterzy są zbyt słabi, żeby w ogóle się wspiąć – parska Cat.
-Nie znasz ich – oznajmiam nagle ostro. Czemu to zrobiłam? Dlaczego ich obroniłam? Cat i Elza patrzą na mnie marszcząc brwi, a ja odwracam wzrok. – Nie ocenia się książki po okładce, prawda? Bohaterzy w komiksach zawsze mają super moce. – Wzruszam ramionami. Elza parska śmiechem.
-To nie komiks, Auro – rzuca na pożegnanie i znika w swoim pokoju. Spoglądam w oczy Cat. Widzę w nich coś na wzór współczucia. Kręcę głową. Wcale nie zwariowałam, nie wiem czemu obroniłam Bohaterów, uznałam to za słuszne.


Następnego dnia, gdy się budzę, na naszych drzwiach nie ma żadnego krzyżyka, co oznacza, że nie dowiedzieli się o naszym nocnym spotkaniu. Może kamer nie ma budynku, może Elza miała rację, że tu nie chodzi o nas, Rebeliantów, tylko o Bohaterów.
                Gdy zwlekam się z łóżka, Cat już stoi na nogach i rozczesuje włosy. Spoglądam na zegarek, siódma. To dziwne, że zawsze budzimy się bez budzika.
-Jak się spało? – pyta mnie Cat. Nic nie odpowiadam, tylko od razu idę do łazienki. Wiem, że wyglądam okropnie, bo kiedy tak jest, Cat zawsze wyjeżdża z tym swoim pytaniem. I kiedy stoję przed lustrem widzę, że mam potargane włosy, czarne smugi pod oczami od niezmazanego tuszu do rzęs i jestem opuchnięta. Tak się zawsze budzę, kiedy idę spać zdenerwowana.
                Rozczesuję włosy i związuję w koński ogon. Przemywam twarz, zmazuję tusz i nakładam nowy, a następnie wychodzę, by się przebrać. Nie musimy nosić mundurków do szkoły, co jest ogromnym plusem, ale musimy starać się w czasie lekcji wyglądać porządnie. Nie wiem, co według dyrektorów znaczy ‘porządnie’, ale chyba spodnie z dziurami, luźnie koszulki i martensy lub długie trampki mogą być, bo tak zazwyczaj się ubieram. I chyba jako jedna z niewielu wyglądam normalnie, nie mając kolorowych włosów, kolczyków w dziwnych miejscach, workowych spodni i koszulek, które wyglądają jak wory po ziemniakach, lub za krótkich spódniczek.
                O siódmej trzydzieści schodzimy na dół. Jestem dzisiaj wyjątkowo głodna, więc w stołówce nabieram sobie więcej jedzenia, ale gdy tylko siadamy do stolika od razu mi się odechciewa i wypijam tylko szklankę kawy.
                Po krótkiej chwili naprzeciwko nas, po drugiej stronie stolika, siadają Elza z Willem, sprzeczając się o coś.
-Mów – nakazuje Elzie Will. Dziewczyna wzdycha i zwraca się do nas.
-Dziś w nocy zniknęła moja współlokatorka. A tak poważnie to nie wróciła na noc.
Biorę łyk kawy.
-Co my mamy do tego? – pytam, odstawiając szklankę.
-Może poszła spać do kogoś innego, nie pomyślałaś? – dodaje Cat. Elza kręci głową.
-Wczoraj, kiedy wróciliśmy z narady, była w pokoju. Poszłam pod prysznic, a kiedy wyszłam jej już nie było. Myślałam, że poszła do kogoś innego, ale nie wróciła rano, a ja wypytałam prawie wszystkich i nikt nic nie wie.
Elza nigdy nie sprawiała wrażenia, że czymś się przejmuje, ale teraz wyraźnie jest zdekoncentrowana i martwi się o współlokatorkę. Ja natomiast nigdy nie znałam jej aż tak dobrze, wymieniłyśmy raptem parę zdań i wiem tylko, że ma na imię Dominique.
Marszczę brwi.
-Pytałaś dyrektorów? – pytam. Elza kręci głową, a ja wywracam oczami.
-Ale to nie wszystko – dodaje pośpiesznie Will. – Dom nie zniknęła jako jedyna. Spotkałem już co najmniej cztery osoby, które szukały swoich współlokatorów.
Wymieniamy z Cat spojrzenia.
-I nikt nic nie wie? – pyta moja przyjaciółka. Will i Elza zgodnie kręcą głowami. – Dlaczego żadne z was nie pójdzie spytać dyrektorów? Może po prostu wyjechali gdzieś, może dyrektorzy ich gdzieś wysłali.
-Nie wyjechałaby bez pożegnania – oznajmia twardo Elza. – Co jak co, ale mieszkamy razem od dziesięciu lat.
-To na pewno nic poważnego – oznajmia Cat i zakłada sobie torbę na ramię. – Lepiej chodźmy, lekcje rozpoczynamy z Panem Wielkie Ego.
                Cat nazywa tak faceta od języków obcych, dlatego, że zawsze sam sobie odpowiada na pytania i cały czas mówi w innym języku, a następnie chwali się, co on tam potrafi i karci nas za słabą naukę.
                Nikt go nie lubi.
                Na samym początku lekcji w klasie zawsze rozbrzmiewają rozmowy. Można by pomyśleć, że uczymy się z orangutanami. Niektórym chłopakom niewielu do nich brakuje.
-Spokój! – wrzeszczy nauczyciel. – Spokój wszyscy!
Dopiero po paru krzykach w klasie robi się dostatecznie cicho, by prowadzić lekcje. Pan Wielkie Ego już chce zacząć coś mówić, ale do klasy nagle wchodzi jeden z dyrektorów: wysoki, krępy mężczyzna, któremu, pomimo dobrej postawy, zaczynają już siwieć włosy.
                Obrzuca nas spojrzeniem, w jego oczach dostrzegam coś na cień pogardy.
-Wybacz, Andrew, ale muszę ci na chwilę przeszkodzić – kiwa głową w stronę nauczyciela, a ten pada na krzesło przy biurku. Sprawia wrażenie zmęczonego. Dyrektor zwraca się do nas. – Przyszedłem wam oznajmić, że od dzisiaj wychodzenie poza teren szkoły będzie surowo karane.
-Przecież już jest! – odzywa się ktoś z tyłu. Dyrektor uśmiecha się lekko.
-Przepraszam, wychodzenie poza teren budynku – poprawia się. W klasie rozlegają się szepty i zażenowane jęknięcia. Ktoś nawet krzyknął z niedowierzaniem, że to chyba jakiś żart. Dyrektor unosi dłoń, nakazując nam przy tym być cicho. – Od teraz każdy, kto wyjdzie poza budynek, będzie karany. I nie chodzi mi o zwykłe prace społeczne.
-Ale dlaczego, dyrektorze, coś się stało? – pyta Cat.
-Wynikły pewne niedogodności. Musimy coś sprawdzić i nie można w tym przeszkadzać. Wszystkie kary, które odbywają się na dworze zostają anulowane, a przy drzwiach staną strażnicy, aby was nie korciło do ucieczki. Będą również patrolować teren dookoła budynku – kiwa głową ponownie w stronę nauczyciela. – To wszystko, mam nadzieję, że się dostosujecie.
Ponownie na jego ustach zamajaczył uśmiech (który mi, dziwnym trafem, przypomina  uśmiech diabła) i wychodzi z klasy. Natychmiast rozlegają się protesty i kłótnie, a nauczyciel zaczyna nas uciszać.
                Dlaczego to zrobili? Czyżby domyślili się, że uciekamy? Nie mogę powstrzymać zszokowanego wyrazu twarzy. To jest, do jasnej cholery, nie sprawiedliwe!
                Cat odwraca się wystraszona do Elzy i Willa, a mnie dobiega jego głos:

-No to mamy mały problem.
_________________________________
Małe opóźnienie, ale już jest rozdział drugi :) Zapraszam do komentowania :)