"Mały problem"
Po wszystkich
lekcjach przychodzi czas na karę moją i Cat. Przebieramy się w dresy, ciepłe
bluzy i wygodne buty i idziemy do ogrodu. Wcześniej pobieramy od strażnika,
dyżurującego kary, co mamy robić i bierzemy z szopki odpowiednie narzędzia. Zazwyczaj
musimy oczyszczać ogród ze śmieci i niepotrzebnych chwastów, ale zależy to też
od pory roku.
Nie
mogę się skupić na pracy, bo cały czas myślę o planie Willa. Chcę, by tym razem
się nam udało, chcę zobaczyć jak się po drugiej stronie.
Kątem oka dostrzegam Gideona.
On również często ma kary. Może i jest spokojniejszy od reszty i trzyma się na
uboczu, ale mam wrażenie, że to tylko pozory. Patrzę się na niego i próbuję go
zrozumieć.
Gideon
często ma ataki. Wiele razy byłam ich świadkiem. Kiedy się zdenerwuje, jest
nawet zdolny do zabójstwa, nie panuje nad sobą. Zawłada nim wewnętrzna bestia,
którą dusi w sobie i udaje grzecznego chłopca. Wstydzi się swoich ataków i
stara się je kontrolować, ale ja uważam, że to niepotrzebne i bezcelowe. U
Rebeliantów to się ceni. U niego najwyraźniej nie.
Napotyka
mój wzrok i nasze spojrzenia się krzyżują. Uśmiecham się lekko, a ten się
rumieni i szybko odwraca wzrok. Kręcę głową i wracam do pracy.
-Nie podrywaj go – Cat daje mi kuksańca w bok. Nie
podnosi głowy, ale wiem, że się uśmiecha.
-Nie psuj mi planów – udaję obrażoną, ale gdy Cat na mnie
spogląda zaczynam się śmiać. Cat również.
Często
żartuje z ludzi, ale nie potrafię żartować z kogoś tak bezbronnego jak Gideon.
Ale jeśli Cat myśli, że mogłabym podrywać Gideona jest w wielkim błędzie. Nic
do niego nie mam, poważnie, ale nie mogłabym. Po prostu nie.
Po
pracy wracamy razem z Cat do pokoju. Jesteśmy brudne od ziemi i śmierdzimy
trawą, dlatego każda z nas idzie się obmyć. Kary zawsze odbywają się o
dwudziestej lub wcześniej, jeśli jest zima i szybciej robi się ciemno. Wracamy
więc równo o ciszy nocnej i mamy mało czasu, by się odświeżyć, ale jakoś nam
się udaje. Godzinę po ciszy mamy być w skrytce pod schodami, więc kiedy wybija
dwudziesta trzecia na mój telefon przychodzi SMS.
Od: Willy
Treść: Gdzie jesteście? Ruchy, wszyscy już prawie
są, nie zaczniemy bez Was!
„Wszyscy”? Jacy wszyscy? Chyba nie chodzi mu tylko o
Elzę. Co on, do jasnej cholery, kombinuje? Próbuje wkręcić więcej osób w
ucieczkę, odpowiada natychmiast moja wewnętrzna mądrala. Im będzie nas więcej,
tym łatwiej będzie wymyślić dobry plan i wykonać go lub odwrócić uwagę innych,
jeśli będzie taka potrzeba.
Cat
wychodzi z łazienki i natychmiast wychodzimy z pokoju. Po cichu schodzimy na
dół, do głównych schodów. Mało osób się tu pałęta, bo często chodzi tędy
strażnik, ale jak się wie, kiedy wchodzi, a kiedy wychodzi, to się i wie, kiedy
można być na widoku, a kiedy nie.
Schody
w głównym holu, prowadzące do sypialni nauczycieli i gabinetów lekcyjnych, są
ogromne. Zajmują jakby całą ścianę, więc można by pomyśleć, że nic za nimi nie
ma. A błąd, bo jest.
Po
bokach, na samym dole, gdzie barierki rozpoczynają rzeźby Afrodyty i Herkulesa,
można przejść pomiędzy rzeźbami, a ścianą. Jest to dobra skrytka, mało tam
miejsca i strasznie ciemno, ale to nie jest nasza skrytka pod schodami.
Znajduje się ona dosłownie pod
schodami. Kiedy już jest się w niszy, pomiędzy ścianką schodów, a ścianą holu,
można przejść do innego pomieszczenia. W ściance schodów są obluzowane deski,
przez które można wejść. Aż dziw, że nikt, oprócz nas, jeszcze na to nie wpadł.
Wchodzimy
razem z Cat. W środku jest ponuro i śmierdzi zgnilizną oraz kurzem, kręci od
niego w nosie, a na środku wisi mała żaróweczka oświetlająca twarze siedzących
w środku ludzi. Podejrzewam, że kiedyś było tu planowane pomieszczenie, ale z
niewiadomych powodów zostało zapomniane i poniszczone. Są tam siedziska,
stęchłe, obdarte i zakurzone, ale da rady na nich siedzieć. Można się spokojnie
wyprostować, bo pomieszczenie jest na tyle wysokie, na ile prowadzą schody w
górę. Trzy ściany są proste, jedna, ta od schodów, jest pochylona.
W
środku siedzi przynajmniej dziesiątka uczniów, widzę Willa, stojącego na
środku, jakby przywódca, widzę Elzę, siedzącą w kącie i nie przejmującą się
pająkami and nią, i widzę Gideona, siedzącego na krześle na uboczu. Dziwi mnie
jego widok, ale również denerwuje fakt, że teraz więcej osób będzie wiedzieć o
tej skrytce. Mamy wiele innych, ale ta jest wręcz idealna i najczęściej
używana.
-Dziesięć
minut spóźnienia – oznajmia Will, gdy nas widzi.
-A ty co, minutnik? – prycham. Krzyżuję ramiona na piersi
i staję przed nim, a Cat opada na siedziska przy ścianie. Will mierzy mnie
spojrzeniem, po czym się uśmiecha i odwraca do reszty.
-Drodzy państwo, oto kobieta, która poprowadzi nas za mur
– oznajmia. Marszczę brwi i patrzę na niego z niezrozumieniem. Will ponownie
spogląda na mnie. – Ponieważ ty, kochanie, przeprowadzisz całą akcję.
Cholera.
-Co proszę? – niemal piszczę. Nie wiem, czy to dlatego,
że czuje ekscytację, iż będę przywódcą i wszyscy będą na moje rozkazy, czy to
dlatego, że boję się, iż zawalę cała misję. – Kto by chciał, żebym to ja niby
miała prowadzić całą akcję?
Wcale nie zadawałam tego pytania, by usłyszeć odpowiedź,
ale każdy w pomieszczeniu podniósł rękę.
-Och, dzięki – mówię. – Wcale nie pomagacie.
-Dobra, teraz się przymknij i słuchaj – oznajmia Will i
nakazuje mi usiąść pod ścianą.
-Kamery! – niemal wrzeszczę. – Kamery, do cholery!
Dlaczego o tym nie pomyślałam?!
-Ja również nie sądziłam, żeby Rebelianci obserwowali
cały obiekt – Cat marszczy brwi. – Po co? Mają strażników, kamery nie są w
stylu Rebeli, oni nie boją się wandalizmu.
Wchodzimy
na górę, kierując się w stronę pokoi dziewczyn. Niemal nie zaczęłam rozwalać
przedmiotów, kiedy Will opowiedział i swój plan. W sumie, nie sam plan był zły,
ale rzeczy, które uniemożliwiały jego rozwój.
-Oni
nie boją się o wandalizm, głupie – mówi Elza za naszymi plecami. Odwracam się,
nie rozumiejąc. Elza stuka mnie placem w głowę. – Pomyśl trochę,
niedorozwinięta Rebeliantko.
-Boją się, że uciekniemy – zgaduje Cat. Elza kręci głową.
-Przecież już niektórym się udało. Wydaje mi się, że
chodzi im o Bohaterów. Żeby żaden nie dostał się na ich teren.
-Wielcy, bardzo źli Rebelianci, którzy mają broni pod
dostatkiem i cieszą się cudzą krzywdą, boją się, że jakiś młody Bohater przejdzie
przez mur. Mur, który ma cztery metry, jest spowity kolczatką, a do tego jego cegły
obdzierają skórę przy małym przejechaniu ręką. A nawet gdyby tak nie było, to
Bohaterzy są zbyt słabi, żeby w ogóle się wspiąć – parska Cat.
-Nie znasz ich – oznajmiam nagle ostro. Czemu to
zrobiłam? Dlaczego ich obroniłam? Cat i Elza patrzą na mnie marszcząc brwi, a
ja odwracam wzrok. – Nie ocenia się książki po okładce, prawda? Bohaterzy w
komiksach zawsze mają super moce. – Wzruszam ramionami. Elza parska śmiechem.
-To nie komiks, Auro – rzuca na pożegnanie i znika w
swoim pokoju. Spoglądam w oczy Cat. Widzę w nich coś na wzór współczucia. Kręcę
głową. Wcale nie zwariowałam, nie wiem czemu obroniłam Bohaterów, uznałam to za
słuszne.
Następnego dnia, gdy się budzę, na naszych drzwiach nie
ma żadnego krzyżyka, co oznacza, że nie dowiedzieli się o naszym nocnym
spotkaniu. Może kamer nie ma budynku, może Elza miała rację, że tu nie chodzi o
nas, Rebeliantów, tylko o Bohaterów.
Gdy
zwlekam się z łóżka, Cat już stoi na nogach i rozczesuje włosy. Spoglądam na
zegarek, siódma. To dziwne, że zawsze budzimy się bez budzika.
-Jak się spało? – pyta mnie Cat. Nic nie odpowiadam,
tylko od razu idę do łazienki. Wiem, że wyglądam okropnie, bo kiedy tak jest,
Cat zawsze wyjeżdża z tym swoim pytaniem. I kiedy stoję przed lustrem widzę, że
mam potargane włosy, czarne smugi pod oczami od niezmazanego tuszu do rzęs i
jestem opuchnięta. Tak się zawsze budzę, kiedy idę spać zdenerwowana.
Rozczesuję
włosy i związuję w koński ogon. Przemywam twarz, zmazuję tusz i nakładam nowy,
a następnie wychodzę, by się przebrać. Nie musimy nosić mundurków do szkoły, co
jest ogromnym plusem, ale musimy starać się w czasie lekcji wyglądać porządnie.
Nie wiem, co według dyrektorów znaczy ‘porządnie’, ale chyba spodnie z
dziurami, luźnie koszulki i martensy lub długie trampki mogą być, bo tak
zazwyczaj się ubieram. I chyba jako jedna z niewielu wyglądam normalnie, nie
mając kolorowych włosów, kolczyków w dziwnych miejscach, workowych spodni i
koszulek, które wyglądają jak wory po ziemniakach, lub za krótkich spódniczek.
O
siódmej trzydzieści schodzimy na dół. Jestem dzisiaj wyjątkowo głodna, więc w
stołówce nabieram sobie więcej jedzenia, ale gdy tylko siadamy do stolika od
razu mi się odechciewa i wypijam tylko szklankę kawy.
Po
krótkiej chwili naprzeciwko nas, po drugiej stronie stolika, siadają Elza z
Willem, sprzeczając się o coś.
-Mów – nakazuje Elzie Will. Dziewczyna wzdycha i zwraca
się do nas.
-Dziś w nocy zniknęła moja współlokatorka. A tak poważnie
to nie wróciła na noc.
Biorę łyk kawy.
-Co my mamy do tego? – pytam, odstawiając szklankę.
-Może poszła spać do kogoś innego, nie pomyślałaś? –
dodaje Cat. Elza kręci głową.
-Wczoraj, kiedy wróciliśmy z narady, była w pokoju.
Poszłam pod prysznic, a kiedy wyszłam jej już nie było. Myślałam, że poszła do
kogoś innego, ale nie wróciła rano, a ja wypytałam prawie wszystkich i nikt nic
nie wie.
Elza nigdy nie sprawiała
wrażenia, że czymś się przejmuje, ale teraz wyraźnie jest zdekoncentrowana i
martwi się o współlokatorkę. Ja natomiast nigdy nie znałam jej aż tak dobrze,
wymieniłyśmy raptem parę zdań i wiem tylko, że ma na imię Dominique.
Marszczę brwi.
-Pytałaś dyrektorów? – pytam. Elza kręci głową, a ja
wywracam oczami.
-Ale to nie wszystko – dodaje pośpiesznie Will. – Dom nie
zniknęła jako jedyna. Spotkałem już co najmniej cztery osoby, które szukały
swoich współlokatorów.
Wymieniamy z Cat spojrzenia.
-I nikt nic nie wie? – pyta moja przyjaciółka. Will i
Elza zgodnie kręcą głowami. – Dlaczego żadne z was nie pójdzie spytać dyrektorów?
Może po prostu wyjechali gdzieś, może dyrektorzy ich gdzieś wysłali.
-Nie wyjechałaby bez pożegnania – oznajmia twardo Elza. –
Co jak co, ale mieszkamy razem od dziesięciu lat.
-To na pewno nic poważnego – oznajmia Cat i zakłada sobie
torbę na ramię. – Lepiej chodźmy, lekcje rozpoczynamy z Panem Wielkie Ego.
Cat
nazywa tak faceta od języków obcych, dlatego, że zawsze sam sobie odpowiada na
pytania i cały czas mówi w innym języku, a następnie chwali się, co on tam
potrafi i karci nas za słabą naukę.
Nikt
go nie lubi.
Na
samym początku lekcji w klasie zawsze rozbrzmiewają rozmowy. Można by pomyśleć,
że uczymy się z orangutanami. Niektórym chłopakom niewielu do nich brakuje.
-Spokój! – wrzeszczy nauczyciel. – Spokój wszyscy!
Dopiero po paru krzykach w klasie robi się dostatecznie
cicho, by prowadzić lekcje. Pan Wielkie Ego już chce zacząć coś mówić, ale do
klasy nagle wchodzi jeden z dyrektorów: wysoki, krępy mężczyzna, któremu,
pomimo dobrej postawy, zaczynają już siwieć włosy.
Obrzuca
nas spojrzeniem, w jego oczach dostrzegam coś na cień pogardy.
-Wybacz, Andrew, ale muszę ci na chwilę przeszkodzić –
kiwa głową w stronę nauczyciela, a ten pada na krzesło przy biurku. Sprawia
wrażenie zmęczonego. Dyrektor zwraca się do nas. – Przyszedłem wam oznajmić, że
od dzisiaj wychodzenie poza teren szkoły będzie surowo karane.
-Przecież już jest! – odzywa się ktoś z tyłu. Dyrektor
uśmiecha się lekko.
-Przepraszam, wychodzenie poza teren budynku – poprawia
się. W klasie rozlegają się szepty i zażenowane jęknięcia. Ktoś nawet krzyknął
z niedowierzaniem, że to chyba jakiś żart. Dyrektor unosi dłoń, nakazując nam
przy tym być cicho. – Od teraz każdy, kto wyjdzie poza budynek, będzie karany.
I nie chodzi mi o zwykłe prace społeczne.
-Ale dlaczego, dyrektorze, coś się stało? – pyta Cat.
-Wynikły pewne niedogodności. Musimy coś sprawdzić i nie
można w tym przeszkadzać. Wszystkie kary, które odbywają się na dworze zostają
anulowane, a przy drzwiach staną strażnicy, aby was nie korciło do ucieczki.
Będą również patrolować teren dookoła budynku – kiwa głową ponownie w stronę
nauczyciela. – To wszystko, mam nadzieję, że się dostosujecie.
Ponownie na jego ustach zamajaczył uśmiech (który mi,
dziwnym trafem, przypomina uśmiech diabła)
i wychodzi z klasy. Natychmiast rozlegają się protesty i kłótnie, a nauczyciel
zaczyna nas uciszać.
Dlaczego
to zrobili? Czyżby domyślili się, że uciekamy? Nie mogę powstrzymać
zszokowanego wyrazu twarzy. To jest, do jasnej cholery, nie sprawiedliwe!
Cat
odwraca się wystraszona do Elzy i Willa, a mnie dobiega jego głos:
-No to mamy mały problem.
_________________________________
Małe opóźnienie, ale już jest rozdział drugi :) Zapraszam do komentowania :)
Masz bardzo dobry styl pisania. Wciągnęłam się. Chcę więcej rodziałów! :D
OdpowiedzUsuńSuper super i jeszcze raz super :)
OdpowiedzUsuń