środa, 30 lipca 2014

Rozdział 3

"Kartoteka"


-Skończyłaś? – pyta znudzona Cat, w czasie gdy ja wrzeszczę i rzucam przedmiotami o ścianę.
                Jesteśmy właśnie w jednym z opuszczonych magazynków w szkole. Jest to jedno wielkie zbiorowisko zapomnianych lub nieużywanych przedmiotów, które świetnie rozbijają się na ścianach. Pomieszczenie ulokowane jest na strychu, więc mało kto tu przychodzi, ale dla nas to dobrze, bo jest to kolejna skrytka. Co prawda tydzień zajęło Willowi wyzbycie się wszystkich pająków, bym mogła tam wejść, ale zawsze coś. Dalej te małe poczwary gdzieś czekają w kątach lub za szafkami, ale na szczęście tam nie zaglądam. 
             Wizyta dyrektora wyciągnęła mnie ze skóry, chyba jeszcze nigdy nie byłam tak wściekła. Wszyscy jesteśmy, ale tylko ja tak strasznie reaguję.

      Rzucam ostatni brudny i zakurzony dzban o ścianę, który roztrzaskuje się na większe i mniejsze kawałki. Nadal jestem zła, ale nie mam już siły, by rzucać przedmiotami. W jakimś sensie ulżyło mi.
                -Koniec? – pyta ponownie Cat. Co najmniej dwa razy prawie dostała odłamkiem szkła, ale jakimś cudem udało mi się jej nie skrzywdzić.
-Ta – odpowiadam, uspakajając oddech. – Koniec.
-Nareszcie – mówi moja przyjaciółka, otrzepując spodnie i rękawy z pyłu i kurzu, który na niej osiadł. – Idziemy, zaraz tu dostanę alergii. – Spogląda na zegarek na ręce. – I, o ironio, ale masz wyczucie czasu. Akurat zaczyna się kolacja.
                Marszczę brwi, wychodząc za nią z pomieszczenia. Aż tyle czasu mi tu zajęło? Cóż, jak to mówią, przy dobrej zabawie czas leci szybciej. Jestem pewna, że rozwalanie przedmiotów tego też się dotyczy.
                Schodzimy po trzech kondygnacjach schodów w dół. Mijając okna zaglądam przez nie i widzę strażników na dole. Trochę dalej drugi budynek, mniejszy od naszego, dwupiętrowy. Jeśli dobrze pamiętam, to budynek gimnazjalistów. Podstawówka ma tylko jedno piętro, ale za to dodatkowe boczne skrzydło. Gimnazjum nie ma żadnych skrzydeł, to tylko prosty budynek z czerwonej cegły. Nasz, licealistów, ma dwa boczne skrzydła, gdzie mieszcząc się sypialnie, dwa piętra, gdzie znajdują się klasy, parter, gdzie jest stołówka, świetlica, czytelnia połączona z biblioteką i salon, a na samej górze jest strych. Nie rozumiem, po co nam strych, ale nie narzekam, dopóki mamy tam kryjówkę.
                Wchodzimy na stołówkę, która jest już zapchana uczniami. Wybieramy sobie jedzenie ze szwedzkiego stołu i dosiadamy się do Elzy oraz Willa. Zawsze siadamy przy tym samym stoliku, gdzieś jest nawet wyryte moje imię, co zrobiłam, gdy usiadłam tu pierwszy raz. Efekt nudy, ale Cat, Elza i Will zrobili to samo, przez co jest to teraz nasz stolik.
                Will mętnie miesza łyżką w płatkach, a Elza ściska w rękach kubek gorącej herbaty, z której unosi się para. Aż dziwne, że jej nie parzy. Obydwoje pewnie nie mają apetytu po wizycie dyrektora, Cat, jak widzę, również, bo nawet nie tknęła swojej kanapki, ale ja przed chwilą stłukłam około dwadzieścia wazonów i rozwaliłam dwa krzesła, więc prawie pochłaniam miskę płatek i kanapkę.
                -Coś nowego? – pyta Cat. Will podnosi głowę. Jest spokojny, ale w jego oczach widzę gniew. Jeśli jeszcze się nie wyżył, to wolę nie być przy nim po kolacji.
-Mamy coś, ale nie jest to związane z przejściem przez mur – oznajmia. Marszczę brwi.
-Czyli nic ciekawego – mruczę z pełną buzią, odrywając skórkę od chleba.
-Myśleliśmy o tych uczniach, którzy zniknęli – dołącza się Elza. – O tym, co ich łączy.
-Poza tym, że zniknęli? – Cat przechyla głowę, a Elza gromi ją spojrzeniem.
-Wszyscy słabo sobie radzili i można powiedzieć, że byli… mieli większe serce od innych.
-Chcesz powiedzieć, że dyrektorzy ich pozabijali? – prycham.
-Nie – odpowiada powoli Will, jakby właśnie sobie coś uświadomił. Odkłada łyżkę ze stuknięciem, a jego oczach zaczyna pojawiać się ta znajoma mi iskierka, gdy wymyśla jakiś plan. – Zostali przeniesieni do Bohaterów.


-Oszalałeś – mówię.
                Jesteśmy w skrytce pod schodami, dalej tą samą grupa, co poprzednio. Siedzę na stęchłych kocach pod ścianą, wpatrując się w Willa.
                -Nie! – zarzeka się. – Nie rozumiesz? Każdy z nich był… miły, przyjazny. Nie pasowali tu, dlatego zostali przeniesieni.
-Przenieśliby ich już wcześniej! – zaprzecza Cat. Jedyna stoi po mojej stronie.
-Dawali im szanse, chcieli zobaczyć czy się zmienią!
-A ty byś się zmienił, gdyby teraz zabrali cię do Bohaterów?! – krzyczę. – Mogliby i mieć tą ich krew w sobie, jak Cat, której matka była Bohaterką, ale czy Cat można teraz zmienić? – Pominiemy to, że Cat w tym momencie posłała mi mordercze spojrzenie mówiące „nie mieszaj mnie w to.” – Nie, bo jest Rebeliantką, wychowała się wśród Rebeliantów i czy chce czy nie, charakter Rebeliantów jest jej częścią. Tych, którzy zniknęli, mogli ewentualnie zabrać na egzekucję, ale to tylko ewentualnie.
"Cat przez chwilę wpatruje się w Willa, po czym
spuszcza wzrok."
W pomieszczeniu zapada cisza, a ja odwracam głowę i nie odzywam się więcej, tylko w milczeniu skubię paznokcie. Cat przez chwilę wpatruje się w Willa, po czym spuszcza wzrok.
Powiedziałam prawdę, to, co wszystkim chodziło po głowie, ale tylko ja miałam odwagę to wypuścić.
                Aby zabrać do aniołów osobę, która wychowała się wśród diabłów, potrzeba sporo pracy. Może i Dominique, współlokatorka Elzy, była milsza od innych, ale widziałam, jak śmiała się, gdy komuś działa się krzywda. Słyszałam jak pyskuje i, swoją drogą, znała więcej brzydkich słów niż ja. Nie mogli zabrać jej do Bohaterów, to niemożliwe, by tak szybko nauczyła się, jak z nimi żyć. Musieliby usunąć jej pamięć. A to i tak za mało. Jeśli serce zapamiętało, że jesteś zły, będzie pamiętało nawet wtedy, gdy twój mózg zawiedzie.
                -To pomożesz nam czy nie? – pyta mnie Elza. Spoglądam na nią kątem oka.
-Pomogę – mówię. – Ale nie wierze w tę bajeczkę o Bohaterach, to nierealne. Co właściwie chcecie zrobić?
Will uśmiecha się lekko i posyła mi spojrzenie, w których czai się iskierka szaleństwa.
-Włamać się do pokoju dyrektorów.


-To zły pomysł – powtarzam po raz setny, schodząc po schodach za Cat i Elzą.
                Jest godzina po ciszy nocnej, a my idziemy włamać się do dyrektorów. Kiedy Will mi to powiedział, od razu oznajmiłam, że nie biorę w tym udziału. Ale oczywiście, wcześniej powiedziałam, że pomogę, a Will nie odpuścił, dopóki się nie zgodziłam. A gdy opowiedział mi plan, o mało nie posikałam się ze śmiechu.
                -Masz lepszy? – pyta mnie Elza.
-Po co wam ich kartoteki? – odpowiadam pytaniem na pytanie. Nie mam lepszego planu, bo w tym w ogóle nie chciałam brać udziału.
-W kartotekach zapisują wszystko na temat ucznia – oznajmia Cat. – Zakładam, że chcą zobaczyć, iż ci co zniknęli mieli predyspozycje do Bohaterów.
-To głupie – parskam.
-Ucisz się – warczy do mnie Elza. Odwraca się i idzie dalej, a ja pokazuję jej język.
-Po co ja wam w ogóle jestem potrzebna? – pytam. – I Cat?
-Bo nie idziemy wszyscy, głupia – Elza odzywa się do mnie, jakbym była dziesięcioletnim dzieckiem. – Kilkanaście młodych Rebeliantów zbitych w grupkę i snujących się przed pokojem dyrektorów? Pomyśl trochę.
                Przechodzimy przez główny korytarz, a potem innymi schodami w górę, aż dochodzimy do piętra, gdzie są wszystkie pomieszczenia szkolne. W tym i pokój dyrektorów.
-Myślę – burczę. – I stwierdzam, że trójka by co najmniej wystarczyła.
-Cóż, wiec idziemy w piątkę. Gideon zajmie się włamaniem do komputera, ty i ja przeszukamy papierowe akta, Cat stanie na czatach, a Will pozbędzie się monitoringu i alarmu.
-Dyrektorzy mają alarm w drzwiach? – pyta Cat, marszcząc brwi. Elza natychmiast ją ucisza i popycha na ścianę. Cat wydaje zaskoczony okrzyk, ale Elza nadeptuje jej na stopę, nakazują być cicho.
                Jesteśmy przed drzwiami prowadzącymi do korytarza dyrektorów. Tam są ich sypialnie i oczywiście pokój. Nie stoimy na wprost do drzwi, bo kamery by nas zarejestrowały, ale w pewnym momencie Will wyskakuje z drzwi i uśmiecha się do nas jak szaleniec.
-No? Co tu tak stoicie? – pyta i w tym samym momencie wyłącza się prąd. Po czym poznaję, skoro światła i tak są wyłączone, a my mamy latarki? Przez okno widzę, że gasną latarnie, w gimnazjum i podstawówce nie pali się ani jedno światło, a lampka, która włącza się, kiedy ktoś stanie przed drzwiami do korytarza, a która włączyła się i tym razem, nagle zgasła.
                -Will, coś ty narobił? – syczy Elza, obdarzając Willa tak złym spojrzeniem, że aż dziwie się, iż nie zamienił się w robaka i nie uciekł.
-Miałem pozbyć się kamer i monitoringu! I to zrobiłem!
Elza najwyraźniej powstrzymuję się od komentarza.
-Módl się, aby dyrektorzy nie mieli komputerów stacjonarnych – warczy, po czym, wyjątkowo cicho i łagodnie otwiera drzwi i wchodzi do korytarza. Drzwi do pokoju dyrektorów są lekko uchylone, a w środku widzimy światło latarki. Gdy tam wchodzimy, dostrzegam Gideona, który już usiadł na końcu stołu, przed laptopem. Nie podnosi nawet na nas wzroku, tylko stuka zawzięcie palcami w klawiaturę.
                Pokój jest wielki. Na środku stoi długi stół z ciemnego drewna. W kącie stoi mała lodówka, a obok blat, na nim mikrofalówka, a jeszcze obok, o matko, automat ze słodyczami i różnymi przekąskami. (Nie dziwne, że dyrektorzy opuszczają to miejsca tylko na noc). Są tu jeszcze dwie szafy i drzwi do łazienki, a przy bocznej ścianie ciągnie się rząd metalowych szafek z szufladami. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że jest to pokój nauczycielski, ale ten znajduje się na drugim końcu korytarza.
                -Pan Bardzo Mądry wysadził prąd, więc musimy poradzić sobie bez niego. Gideonie, laptop jest naładowany, uda ci się do niego włamać? – pyta Elza, podchodząc do Gideona. Przyglądam mu się spod zmrużonych powiek. Wygląda na osobę, która naprawdę wie, co robi, a kiedy podnosi głowę i uśmiecha się do Elzy, ja już znam odpowiedź.
-Jak nie ja to kto? Nie sądzę, by jakiś inny Rebeliant znał się na komputerach.
-Bo inni Rebelianci nie są nerdami – mruczy Cat, przechodząc obok mnie, tak że słyszę ją tylko ja.
-Cat, stań przy drzwiach – poleca jej Elza, a sama podchodzi do szafek. Kiwa do mnie głową, aby jej pomogła, a ja niechętnie ruszam się z miejsca. Niby kamery są wyłączone, ale cały czas mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
                Po kolei otwieramy szuflady, mając w pamięci nazwiska, które podała mi Elza. Nazwiska osób, które zniknęły. Kartoteki na szczęście są poukładane alfabetycznie, powinno nam pójść łatwo. Niestety, kiedy dochodzę do miejsca, gdzie powinna być kartoteka Dominique, tej nie ma. Sprawdzam dokładnie jeszcze dwa razy, świecę latarką, ale nie znajduję jej.
                -Zabrali – oznajmia nagle ze złością Elza. Z trzaskiem zamyka szufladę, a ja krzywię się. Jeśli nagle wparuje tu jakiś dyrektor wszystko zrzucę na Elzę.  
                Krzyżuję ramiona na piersi i opieram się o szafki. Wpatruję się w Gideona, który marszczy czoło i pochyla się do monitora, by lepiej widzieć. Widzę jak ze złością wciska koleje klawisze i mam wrażenie, że zaraz wyrzuci tego laptopa za okno. Pierwszy raz widzę, by był czymś tak zajęty. Nigdy nie przypuszczałam, że Gideon może znać się na komputerach. To cecha bardziej ceniona u Bohaterów, ale jeśli potrafi się włamać do czyichś kont, jeśli jest dobrym hakerem… cóż, Rebelianci na pewno to pochlebiają.
"Podchodzę i pochylam się nad monitorem"
                Elza wychodzi z pokoju, pewnie w poszukiwaniu Willa, a Gideon nagle odchyla się na krześle i zakłada ręce za głowę. Podnosi wzrok, poszukując Elzy, ale nie widząc jej, pada na mnie.
-Spójrz na to – mówi. Podchodzę i pochylam się nad monitorem. Przez chwilę mam wrażenie, że oczy wypadną mi z orbit.
Dokładnie opisana kartoteka Dominique, głosząca, iż Dom była eksperymentem urodzonym u Bohaterów. Jest napisane, że próbowali różnych operacji mózgowych i wizyt u psychologów, aby przekierować jej umysł na myśli Rebelianta, a następnie odesłali ją do nas, by zobaczyć, czy się powiodło. Na samym dole, wielkimi, czerwonymi literami pisze „EKSPERYMENT NIEUDANY”, więc obstawiam, że się nie udało.
-Możesz to jakoś zabrać, wydrukować? – pytam. Gideon wyciąga coś małego z kieszeni i wtyka to w jedno z wejść do laptopa. Pendrive. Przenosi na niego parę kartotek, przed oczami miga mi moje nazwisko, a następnie wszystko się zamyka i Gideon wkłada z powrotem małe urządzenie do kieszeni. Zamyka laptopa i wstaje.
Idziemy do drzwi, ale w tym samym momencie Cat odskakuje i do środka wpada jeden z dyrektorów. 

1 komentarz: