"Kartoteka"
-Skończyłaś? – pyta znudzona Cat, w czasie gdy ja
wrzeszczę i rzucam przedmiotami o ścianę.
Jesteśmy
właśnie w jednym z opuszczonych magazynków w szkole. Jest to jedno wielkie
zbiorowisko zapomnianych lub nieużywanych przedmiotów, które świetnie rozbijają
się na ścianach. Pomieszczenie ulokowane jest na strychu, więc mało kto tu
przychodzi, ale dla nas to dobrze, bo jest to kolejna skrytka. Co prawda
tydzień zajęło Willowi wyzbycie się wszystkich pająków, bym mogła tam wejść,
ale zawsze coś. Dalej te małe poczwary gdzieś czekają w kątach lub za szafkami,
ale na szczęście tam nie zaglądam.
Wizyta dyrektora
wyciągnęła mnie ze skóry, chyba jeszcze nigdy nie byłam tak wściekła. Wszyscy
jesteśmy, ale tylko ja tak strasznie reaguję.
Rzucam
ostatni brudny i zakurzony dzban o ścianę, który roztrzaskuje się na większe i
mniejsze kawałki. Nadal jestem zła, ale nie mam już siły, by rzucać
przedmiotami. W jakimś sensie ulżyło mi.
-Koniec?
– pyta ponownie Cat. Co najmniej dwa razy prawie dostała odłamkiem szkła, ale
jakimś cudem udało mi się jej nie skrzywdzić.
-Ta – odpowiadam, uspakajając oddech. – Koniec.
-Nareszcie – mówi moja przyjaciółka, otrzepując spodnie i
rękawy z pyłu i kurzu, który na niej osiadł. – Idziemy, zaraz tu dostanę
alergii. – Spogląda na zegarek na ręce. – I, o ironio, ale masz wyczucie czasu.
Akurat zaczyna się kolacja.
Marszczę
brwi, wychodząc za nią z pomieszczenia. Aż tyle czasu mi tu zajęło? Cóż, jak to
mówią, przy dobrej zabawie czas leci szybciej. Jestem pewna, że rozwalanie
przedmiotów tego też się dotyczy.
Schodzimy
po trzech kondygnacjach schodów w dół. Mijając okna zaglądam przez nie i widzę
strażników na dole. Trochę dalej drugi budynek, mniejszy od naszego,
dwupiętrowy. Jeśli dobrze pamiętam, to budynek gimnazjalistów. Podstawówka ma
tylko jedno piętro, ale za to dodatkowe boczne skrzydło. Gimnazjum nie ma
żadnych skrzydeł, to tylko prosty budynek z czerwonej cegły. Nasz, licealistów,
ma dwa boczne skrzydła, gdzie mieszcząc się sypialnie, dwa piętra, gdzie
znajdują się klasy, parter, gdzie jest stołówka, świetlica, czytelnia połączona
z biblioteką i salon, a na samej górze jest strych. Nie rozumiem, po co nam
strych, ale nie narzekam, dopóki mamy tam kryjówkę.
Wchodzimy
na stołówkę, która jest już zapchana uczniami. Wybieramy sobie jedzenie ze
szwedzkiego stołu i dosiadamy się do Elzy oraz Willa. Zawsze siadamy przy tym
samym stoliku, gdzieś jest nawet wyryte moje imię, co zrobiłam, gdy usiadłam tu
pierwszy raz. Efekt nudy, ale Cat, Elza i Will zrobili to samo, przez co jest
to teraz nasz stolik.
Will
mętnie miesza łyżką w płatkach, a Elza ściska w rękach kubek gorącej herbaty, z
której unosi się para. Aż dziwne, że jej nie parzy. Obydwoje pewnie nie mają
apetytu po wizycie dyrektora, Cat, jak widzę, również, bo nawet nie tknęła
swojej kanapki, ale ja przed chwilą stłukłam około dwadzieścia wazonów i
rozwaliłam dwa krzesła, więc prawie pochłaniam miskę płatek i kanapkę.
-Coś
nowego? – pyta Cat. Will podnosi głowę. Jest spokojny, ale w jego oczach widzę
gniew. Jeśli jeszcze się nie wyżył, to wolę nie być przy nim po kolacji.
-Mamy coś, ale nie jest to związane z przejściem przez
mur – oznajmia. Marszczę brwi.
-Czyli nic ciekawego – mruczę z pełną buzią, odrywając
skórkę od chleba.
-Myśleliśmy o tych uczniach, którzy zniknęli – dołącza
się Elza. – O tym, co ich łączy.
-Poza tym, że zniknęli? – Cat przechyla głowę, a Elza
gromi ją spojrzeniem.
-Wszyscy słabo sobie radzili i można powiedzieć, że byli…
mieli większe serce od innych.
-Chcesz powiedzieć, że dyrektorzy ich pozabijali? –
prycham.
-Nie – odpowiada powoli Will, jakby właśnie sobie coś uświadomił.
Odkłada łyżkę ze stuknięciem, a jego oczach zaczyna pojawiać się ta znajoma mi
iskierka, gdy wymyśla jakiś plan. – Zostali przeniesieni do Bohaterów.
-Oszalałeś – mówię.
Jesteśmy
w skrytce pod schodami, dalej tą samą grupa, co poprzednio. Siedzę na stęchłych
kocach pod ścianą, wpatrując się w Willa.
-Nie!
– zarzeka się. – Nie rozumiesz? Każdy z nich był… miły, przyjazny. Nie pasowali
tu, dlatego zostali przeniesieni.
-Przenieśliby ich już wcześniej! – zaprzecza Cat. Jedyna
stoi po mojej stronie.
-Dawali im szanse, chcieli zobaczyć czy się zmienią!
-A ty byś się zmienił, gdyby teraz zabrali cię do
Bohaterów?! – krzyczę. – Mogliby i mieć tą ich krew w sobie, jak Cat, której
matka była Bohaterką, ale czy Cat można teraz zmienić? – Pominiemy to, że Cat w
tym momencie posłała mi mordercze spojrzenie mówiące „nie mieszaj mnie w to.” –
Nie, bo jest Rebeliantką, wychowała się wśród Rebeliantów i czy chce czy nie,
charakter Rebeliantów jest jej częścią. Tych, którzy zniknęli, mogli
ewentualnie zabrać na egzekucję, ale to tylko ewentualnie.
"Cat przez chwilę wpatruje się w Willa, po czym spuszcza wzrok." |
W pomieszczeniu zapada cisza, a ja odwracam głowę i nie
odzywam się więcej, tylko w milczeniu skubię paznokcie. Cat przez chwilę
wpatruje się w Willa, po czym spuszcza wzrok.
Powiedziałam prawdę, to, co
wszystkim chodziło po głowie, ale tylko ja miałam odwagę to wypuścić.
Aby
zabrać do aniołów osobę, która wychowała się wśród diabłów, potrzeba sporo
pracy. Może i Dominique, współlokatorka Elzy, była milsza od innych, ale
widziałam, jak śmiała się, gdy komuś działa się krzywda. Słyszałam jak pyskuje
i, swoją drogą, znała więcej brzydkich słów niż ja. Nie mogli zabrać jej do
Bohaterów, to niemożliwe, by tak szybko nauczyła się, jak z nimi żyć. Musieliby
usunąć jej pamięć. A to i tak za mało. Jeśli serce zapamiętało, że jesteś zły,
będzie pamiętało nawet wtedy, gdy twój mózg zawiedzie.
-To
pomożesz nam czy nie? – pyta mnie Elza. Spoglądam na nią kątem oka.
-Pomogę – mówię. – Ale nie wierze w tę bajeczkę o
Bohaterach, to nierealne. Co właściwie chcecie zrobić?
Will uśmiecha się lekko i posyła mi spojrzenie, w których
czai się iskierka szaleństwa.
-Włamać się do pokoju dyrektorów.
-To zły pomysł – powtarzam po raz setny, schodząc po
schodach za Cat i Elzą.
Jest
godzina po ciszy nocnej, a my idziemy włamać się do dyrektorów. Kiedy Will mi
to powiedział, od razu oznajmiłam, że nie biorę w tym udziału. Ale oczywiście,
wcześniej powiedziałam, że pomogę, a Will nie odpuścił, dopóki się nie
zgodziłam. A gdy opowiedział mi plan, o mało nie posikałam się ze śmiechu.
-Masz
lepszy? – pyta mnie Elza.
-Po co wam ich kartoteki? – odpowiadam pytaniem na
pytanie. Nie mam lepszego planu, bo w tym w ogóle nie chciałam brać udziału.
-W kartotekach zapisują wszystko na temat ucznia –
oznajmia Cat. – Zakładam, że chcą zobaczyć, iż ci co zniknęli mieli
predyspozycje do Bohaterów.
-To głupie – parskam.
-Ucisz się – warczy do mnie Elza. Odwraca się i idzie
dalej, a ja pokazuję jej język.
-Po co ja wam w ogóle jestem potrzebna? – pytam. – I Cat?
-Bo nie idziemy wszyscy, głupia – Elza odzywa się do
mnie, jakbym była dziesięcioletnim dzieckiem. – Kilkanaście młodych Rebeliantów
zbitych w grupkę i snujących się przed pokojem dyrektorów? Pomyśl trochę.
Przechodzimy
przez główny korytarz, a potem innymi schodami w górę, aż dochodzimy do piętra,
gdzie są wszystkie pomieszczenia szkolne. W tym i pokój dyrektorów.
-Myślę – burczę. – I stwierdzam, że trójka by co najmniej
wystarczyła.
-Cóż, wiec idziemy w piątkę. Gideon zajmie się włamaniem
do komputera, ty i ja przeszukamy papierowe akta, Cat stanie na czatach, a Will
pozbędzie się monitoringu i alarmu.
-Dyrektorzy mają alarm w drzwiach? – pyta Cat, marszcząc
brwi. Elza natychmiast ją ucisza i popycha na ścianę. Cat wydaje zaskoczony
okrzyk, ale Elza nadeptuje jej na stopę, nakazują być cicho.
Jesteśmy
przed drzwiami prowadzącymi do korytarza dyrektorów. Tam są ich sypialnie i oczywiście
pokój. Nie stoimy na wprost do drzwi, bo kamery by nas zarejestrowały, ale w
pewnym momencie Will wyskakuje z drzwi i uśmiecha się do nas jak szaleniec.
-No? Co tu tak stoicie? – pyta i w tym samym momencie
wyłącza się prąd. Po czym poznaję, skoro światła i tak są wyłączone, a my mamy
latarki? Przez okno widzę, że gasną latarnie, w gimnazjum i podstawówce nie
pali się ani jedno światło, a lampka, która włącza się, kiedy ktoś stanie przed
drzwiami do korytarza, a która włączyła się i tym razem, nagle zgasła.
-Will,
coś ty narobił? – syczy Elza, obdarzając Willa tak złym spojrzeniem, że aż
dziwie się, iż nie zamienił się w robaka i nie uciekł.
-Miałem pozbyć się kamer i monitoringu! I to zrobiłem!
Elza najwyraźniej powstrzymuję się od komentarza.
-Módl się, aby dyrektorzy nie mieli komputerów
stacjonarnych – warczy, po czym, wyjątkowo cicho i łagodnie otwiera drzwi i
wchodzi do korytarza. Drzwi do pokoju dyrektorów są lekko uchylone, a w środku
widzimy światło latarki. Gdy tam wchodzimy, dostrzegam Gideona, który już
usiadł na końcu stołu, przed laptopem. Nie podnosi nawet na nas wzroku, tylko
stuka zawzięcie palcami w klawiaturę.
Pokój
jest wielki. Na środku stoi długi stół z ciemnego drewna. W kącie stoi mała
lodówka, a obok blat, na nim mikrofalówka, a jeszcze obok, o matko, automat ze
słodyczami i różnymi przekąskami. (Nie dziwne, że dyrektorzy opuszczają to
miejsca tylko na noc). Są tu jeszcze dwie szafy i drzwi do łazienki, a przy
bocznej ścianie ciągnie się rząd metalowych szafek z szufladami. Na pierwszy
rzut oka można by pomyśleć, że jest to pokój nauczycielski, ale ten znajduje
się na drugim końcu korytarza.
-Pan
Bardzo Mądry wysadził prąd, więc musimy poradzić sobie bez niego. Gideonie,
laptop jest naładowany, uda ci się do niego włamać? – pyta Elza, podchodząc do
Gideona. Przyglądam mu się spod zmrużonych powiek. Wygląda na osobę, która
naprawdę wie, co robi, a kiedy podnosi głowę i uśmiecha się do Elzy, ja już
znam odpowiedź.
-Jak nie ja to kto? Nie sądzę, by jakiś inny Rebeliant
znał się na komputerach.
-Bo inni Rebelianci nie są nerdami – mruczy Cat,
przechodząc obok mnie, tak że słyszę ją tylko ja.
-Cat, stań przy drzwiach – poleca jej Elza, a sama
podchodzi do szafek. Kiwa do mnie głową, aby jej pomogła, a ja niechętnie
ruszam się z miejsca. Niby kamery są wyłączone, ale cały czas mam wrażenie, że
ktoś mnie obserwuje.
Po
kolei otwieramy szuflady, mając w pamięci nazwiska, które podała mi Elza. Nazwiska
osób, które zniknęły. Kartoteki na szczęście są poukładane alfabetycznie,
powinno nam pójść łatwo. Niestety, kiedy dochodzę do miejsca, gdzie powinna być
kartoteka Dominique, tej nie ma. Sprawdzam dokładnie jeszcze dwa razy, świecę
latarką, ale nie znajduję jej.
-Zabrali
– oznajmia nagle ze złością Elza. Z trzaskiem zamyka szufladę, a ja krzywię
się. Jeśli nagle wparuje tu jakiś dyrektor wszystko zrzucę na Elzę.
Krzyżuję
ramiona na piersi i opieram się o szafki. Wpatruję się w Gideona, który
marszczy czoło i pochyla się do monitora, by lepiej widzieć. Widzę jak ze
złością wciska koleje klawisze i mam wrażenie, że zaraz wyrzuci tego laptopa za
okno. Pierwszy raz widzę, by był czymś tak zajęty. Nigdy nie przypuszczałam, że
Gideon może znać się na komputerach. To cecha bardziej ceniona u Bohaterów, ale
jeśli potrafi się włamać do czyichś kont, jeśli jest dobrym hakerem… cóż,
Rebelianci na pewno to pochlebiają.
"Podchodzę i pochylam się nad monitorem" |
Elza
wychodzi z pokoju, pewnie w poszukiwaniu Willa, a Gideon nagle odchyla się na
krześle i zakłada ręce za głowę. Podnosi wzrok, poszukując Elzy, ale nie widząc
jej, pada na mnie.
-Spójrz na to – mówi. Podchodzę i pochylam się nad
monitorem. Przez chwilę mam wrażenie, że oczy wypadną mi z orbit.
Dokładnie opisana kartoteka
Dominique, głosząca, iż Dom była eksperymentem urodzonym u Bohaterów. Jest
napisane, że próbowali różnych operacji mózgowych i wizyt u psychologów, aby
przekierować jej umysł na myśli Rebelianta, a następnie odesłali ją do nas, by
zobaczyć, czy się powiodło. Na samym dole, wielkimi, czerwonymi literami pisze
„EKSPERYMENT NIEUDANY”, więc obstawiam, że się nie udało.
-Możesz to jakoś zabrać,
wydrukować? – pytam. Gideon wyciąga coś małego z kieszeni i wtyka to w jedno z
wejść do laptopa. Pendrive. Przenosi na niego parę kartotek, przed oczami miga
mi moje nazwisko, a następnie wszystko się zamyka i Gideon wkłada z powrotem
małe urządzenie do kieszeni. Zamyka laptopa i wstaje.
Idziemy do drzwi, ale w tym
samym momencie Cat odskakuje i do środka wpada jeden z dyrektorów.
Super rozdział czekam na next :)
OdpowiedzUsuń