niedziela, 14 września 2014

Rozdział 4

"Kim jestem?"

Wybaczcie tak długą nieobecność, ale miałam spory brak czasu. 28.09 jadę na tydzień do sanatorium, więc następny rozdział pojawi się prawdopodobnie dopiero w następnym miesiącu.
_
-Ktoś mi wyjaśni, dlaczego byliście w naszym gabinecie po ciszy nocnej?
                Zanim zacznę od tego, jak wielki dostaliśmy ochrzan i jak teraz powinniśmy się tłumaczyć, muszę powiedzieć, że dyrektor Hapler wygląda prześmiesznie w piżamie i kapciach. Ledwo udało mi się powstrzymać wybuch śmiechu, kiedy zapalił światło.
                Ale powracając: aktualnie dalej siedzimy w gabinecie dyrektorów, z pochylonymi głowami. „My”, czyli ja, Cat i Gideon, bo Willowi i Elzie najwyraźniej udało się uciec bez szwanku. (Mogą liczyć na to, że oboje dostaną ode mnie po twarzy.).
                -Mówiłam już – mówię cicho. – Chcieliśmy po prostu się rozejrzeć.
-Rozejrzeć – prycha dyrektor. – A to w jakim celu?
-Pan też by był ciekawy, gdybyśmy mieli swój własny gabinet i nie pozwalali wam, dorosłym, do niego wejść! – odpyskuję, po czym natychmiast się uciszam. Jedyne, czego naprawdę nauczyłam się u Rebeliantów, to to, że nie warto pyskować do dyrektorów, bo to oni mają nad nami tu władzę. Prawdziwą władzę. Ucieczki po nocy to jedno, a pyskowanie im prosto w twarz to drugie.
                -Myjecie jutro naczynia po śniadaniu, obiedzie i kolacji, a wasza cisza nocna zaczyna się godzinę szybciej – oznajmiła Hapler. Słyszę w jego głosie, że zaleźliśmy mu za skórę. Ej, no chyba nie jesteśmy pierwsi, którzy włamali się do ich gabinetu, prawda? – A teraz natychmiast do pokoi.
                Czym prędzej ewakuujemy się z gabinetu i wychodzimy z korytarza. Schodząc na dół zachowujemy ciszę, ale najchętniej na kogoś bym nawrzeszczała. I jak na zawołanie – zza rogu wychodzą Will i Elza.
                Will uśmiecha się głupkowato, najwyraźniej z siebie zadowolony, ale ten uśmieszek szybko znika mu z ust, gdy Cat wymierza mu cios pięścią prosto w nos.
                Przez chwilę patrzę oszołomiona, później już klaszczę powoli w dłonie, kiwając głową z uznaniem w stronę Cat i Willa, który odchylił się do tyłu przy uderzeniu i teraz trzyma się za nos. Z pomiędzy palców kapie mu krew.
                -No, no, no, Catrino Goldstark, tego się po tobie nie spodziewałam – mówię. Pierwszy raz widzę, aby Cat kogoś uderzyła. – Sama chciałam to zrobić.
-Pozostaje ci jeszcze Elza – mruczy Cat, stając obok mnie.
Patrzę na czarnowłosą, a ona automatycznie cofa się o krok, podnosząc ręce w obronnym geście.
-Hej, to był jego pomysł, ja tylko wyszłam go szukać, a przez większość czasu byłam z wami – wskazuje na Willa, który stara się zatamować krew. Krzywię się, to mnie obrzydza.
-Weź idź to przemyj i coś z tym zrób, nie mam zamiaru odpowiadać jeszcze za twoje wykrwawienie – burczy Cat. Ręka dalej ją korci, bo widzę jak rozprostowuje i zgina palce, patrząc na Willa.
-Najlepiej idź do pielęgniarki i powiedz, że twoja duma ucierpiała, gdy dałeś się uderzyć dziewczynie – podpowiada Gideon.
-On już dawno nie miał dumy – dodaję, kręcąc głową.
-Odpuście już – warczy Will. – Udało wam się coś znaleźć?
-Nie – odpowiadam, nim Gideon się odezwie. Czuję na sobie wzrok jego i Cat, ale nie zwracam na to uwagi. To my zostaliśmy złapani i dostaliśmy kary, nie on, więc nie dostanie informacji, dopóki wszystkiego nie przejrzymy. – Nic nie było. Ani w komputerze, ani na papierze.
Will klnie pod złamanym nosem i kopie nogą w ścianę.
-Pewnie wszystko ukryli gdzieś indziej!
-Nie wiem, nie obchodzi mnie to – podnoszę ręce w obronnym geście. – Ja chcę tylko iść spać. Więc na razie!
                Odwracam się i odchodzę korytarzem, kierując się do skrzydła dla uczniów. Nie mija chwila, a dogania mnie Cat z Gideonem. Czyżby Will i Elza mieli jeszcze jakieś plany? Aż boje się pomyśleć, co jeszcze mogli wymyślić.
                -Dlaczego nic nie chciałaś mówić o kartotekach? – pyta Gideon. Wyciąga z kieszeni pendrive i podaje mi go. Przez chwilą patrzę na małe urządzonko, po czym je chowam.
-To nie on dostał karę. Co on zrobił? Wyłączył prąd w całej części Rebeliantów, możliwe, że nawet u Bohaterów. I uciekł, wymyślił plan i nam kazał go wykonać.  A tym bardziej, jeśli jest w tych kartotekach coś o mnie, wolę to najpierw przejrzeć i usunąć, nim mu dam. Może nawet dowiem się czegoś więcej o nim.
-Po co? – pyta Cat, marszcząc brwi. Przeszliśmy do skrzydła dla uczniów i teraz wchodzimy po schodach na górę. Stajemy na szczycie, bo Gideon będzie musiał iść w lewo, my zaś w prawo.
-Wiecie cokolwiek o Willu, poza jego nazwiskiem i wiekiem? – pytam. Cat i Gideon spoglądają po sobie, a ja znam odpowiedź. – No właśnie. Nie wiemy nic o jego życiu, rodzicach, a znamy się od początku roku. Nie wiem jak wy, ale ja bym chciała się dowiedzieć, z kim mam do czynienia.
-Bujasz się z kolesiem jakieś pół roku i znasz tylko takie informacje, jak nazwisko i wiek? – pyta Gideon, marszcząc brwi.
To dziwne, że zrobiło mi się głupio? Chyba nie.
                Wzruszam nieznacznie ramionami.
-No – potwierdzam. – Dlatego on nie musi więcej wiedzieć o nas, a my za to musimy dowiedzieć się więcej o nim. – Spoglądam na korytarz, gdzie kilka metrów dalej są drzwi do naszego pokoju, w którym czeka na mnie łóżko. – Ale zobaczymy to jutro. Teraz chciałabym się przespać.
                Kiwam głową do Gideona i skręcam w korytarz dziewczyn. Czekam aż Cat otworzy drzwi kluczem i wchodzę do środka. Po drodze do łóżka ściągam bluzę i rozpinam spodnie. Ściągam buty, przebieram jeansy na dresy i kładę się do łóżka. Nie wiem, czy Cat jeszcze poszła do łazienki, czy tak samo jak ja, od razu położyła się do łóżka, bo po zamknięciu oczu od razu zasypiam.


-Nie wyglądasz za dobrze – stwierdza Will, patrząc na mnie znad kubka kawy.
                Mój organizm naprawdę nie lubi, kiedy mam mało czasu do spania. Spałam zaledwie pięć godzin, wstałam z wyglądem jak uderzona piorunem i humorem nie mniej podobnym.
                -Dziękuję – mówię sucho. – Każda dziewczyna lubi to słyszeć z rana.
                Mierzymy się nawzajem wzrokiem, on nie wygląda lepiej ode mnie. Włosy jakby nie widziały szczotki od tygodnia, a wory pod oczami, jakby nie spał z tydzień.
                -Ty za to wyglądasz jak wyspany, rześki i gotowy do działania – odpieram z sarkazmem.
-Chyba wszyscy wyglądamy tak samo, a przynajmniej nie lepiej od was – mruczy obok mnie Cat, grzebiąc łyżką w misce z płatkami.
-Dzisiaj sobota – mówi Elza. – Spędzę ten dzień śpiąc.
                Nawet w soboty musimy schodzić o czasie na posiłki. Śniadania są przesunięte o godzinę, więc zamiast wstawać o szóstej, możemy wstać o siódmej. Albo nawet później, bo nie mamy zajęć. Ale i tak ta godzina zbytniej różnicy nie robi, tak czy tak wstanę niewyspana i odsypiam po obiedzie.
                -Ja mam kilka spraw do załatwienia, więc spotkamy się później – oznajmia Will i odchodzi razem ze swoją kawą.
Patrzę na swój pusty kubek. Przydałaby się dodatkowa porcja kofeiny, ale ostatnim razem, kiedy wypiłam z rana dwie kawy, do obiadu byłam niczym wiewiórka. Biegałam w tę i we w tę, i nie można mnie było zatrzymać. Doprawdy, mocną mają tu kawę.
Oglądam się do tyłu i wynajduję wzrokiem Gideona, który jak zwykle siedzi sam.
-Ja też mam coś do załatwienia – mówię. Elza patrzy na mnie z zaskoczeniem. Szturcham Cat, która ocyka się ze stanu uśpienia nad miską płatków i pociągam ją za sobą. Podchodzimy do stolika Gideona, a ten podnosi na nas podejrzliwy wzrok.
                To aż zadziwiające, że on nawet nie wygląda na zmęczonego, ani nie ma worków pod oczami. A spał nie więcej od nas, jeśli w ogóle.
                -Idziemy oglądać kartoteki, idziesz z nami? – pytam. Ignoruję zaskoczenie Cat „Idziemy?” i patrzę wyczekująco na Gideona. Oczywiście dalej jest we mnie zakochany, więc na jego policzkach powoli wykwita rumieniec, a ja udaję, że tego nie widzę.
-Zabezpieczenia tych kartotek złamałem, więc raczej nie będziecie mieć problemów z ich odczytem. Zatem nie sądzę, bym był potrzebny – odzywa się w końcu
                Czuje się trochę urażona myślą, że Gideon uważa, iż chciałam tylko, aby złamał zabezpieczenia, ale staram się tego nie pokazywać.
                -Nie chcesz zobaczyć, co piszą o tobie? – pytam. Gideon przez chwilę się waha, po czym ucieka wzrokiem.
                Doskonale znam odpowiedź na to pytanie, wiem, że on się po prostu boi. Boi się, że może być tylko eksperymentem, takim jak Dominique. Nie zdziwiłabym się, szczerze mówiąc, gdyby pochodził od Bohaterów, a z jego twarzy wyczytuję, że również o tym myśli. W sumie, nie mam mu za złe, że się boi. Niby jest tam Rebeliantem, Rebelianci nie wiedzą, co to strach i tak dalej, ale ja wiem. Wiem jak to jest się bać, bo również boję się tego samego. Że tak naprawdę powinnam teraz siedzieć u Bohaterów.
                Po chwili spogląda mi w oczy i wstaje.
-I tak już moje życie jest wystarczająco popaprane – mówi. – Czemu nie.


-Powinnam się dziwić, że w bibliotece i czytelni świeci pustkami? – pyta Cat.
                Zaraz po śniadaniu (i oczywiście umyciu po nim naczyń) poszliśmy do jedynego miejsca, gdzie były dostępne komputery; czytelni. Usiedliśmy przy komputerze na samym końcu pomieszczenia, centralnie w rogu, tak byśmy nie zwracali na siebie uwagi. Jest to komputer najczęściej używany przez Rebeli, bo dopóki się nie podejdzie, nie widać, że ktoś tu jest; wszystko zasłaniają ogromne regały z książkami.
                -To Rebele – mówię. – Ile z nich czyta książki?
-Nie licząc ciebie? Podejrzewam, że nikt – stwierdza moja przyjaciółka. Parskam śmiechem, ale niestety mówi prawdę. Jedyna przychodzę tutaj dla przyjemności czytania książek, a nie korzystania z komputera czy wylegiwania się na fotelach.
                Gideon wpina pendrive do komputera i po chwili na ekranie wyświetla się folder z kartotekami.
-A oni jakoś, wiesz, nie widzą co robimy na tych komputerach? – pyta z powątpieniem Cat.
-Widzą – potwierdza Gideon, kiwając głową. Klika parę przycisków na klawiaturze, przesuwa myszką w tę i we w tę, otwiera i zamyka różne foldery, a po chwili wraca do kartotek. – Już nie.
-Jesteś niemożliwy – mamroczę. Gideon uśmiecha się lekko.
-Otwórz pierw moją! – prosi Cat. Z ciekawością wpatruje się w monitor, ale w jej oczach widzę również strach. Ona również ma większe preferencje do bycia Bohaterką, ze względu na matkę.
                Gideon kiwa głową, wpisuje w wyszukiwaniu imię i nazwisko Cat, po czym otwiera odpowiedni dokument.


 Imię: Catrina.
Nazwisko: Goldstark.
Data urodzenia: 16 marca 1998
Status: Rebeliant: czysty.
Miejsce: Akademia Rebeliantów - Miasto Rebeliantów. 
Współlokator: Aurelia Bluerose.
Informacje: Matka Bohaterka, ojciec Rebeliant. Urodzona u Rebeliantów, w Akademii od drugiego roku życia. 
Znaki szczególne: Brak.


                




Spoglądam na Cat i widzę zawód w jej oczach. Nie rozumiem tylko, dlaczego. Jest tym, kim jest, nie oszukano jej, a tymczasem te szczęście, którym zawsze emanowała, gaśnie, jakby przyćmione smutkiem.
                Kiwa powoli głową i uśmiecha się bez przekonania. Dlaczego nie podoba jej się to, co zobaczyła?
-Jestem Rebeliantką. Nie jestem eksperymentem.
-Chcesz zobaczyć swoją? – pyta mnie Gideon. Odrywam wzrok od Cat i widzę, że chłopak próbuje zmienić temat, jak i kartotekę.
-Moją zostaw na koniec. Zobacz Willa.
                Gideon usuwa plik z Cat, po czym wyszukuje kartoteki Willa, ale gdy wpisuje jego imię i nazwisko – nic nie wyskakuje. Marszczy brwi.
-Może tak naprawdę nie ma na imię Will – podpowiadam. Wpisuje więc tylko jego nazwisko, ale nic nie ma. Później zjeżdża myszką w dół, wyszukując odpowiedniego pliku, ale nic nie może znaleźć. Sprawdza jeszcze parę razy, wchodzi w kilka kartotek, ale nigdzie nie ma tej odpowiedniej.
-Nie ma – stwierdza w końcu.
-No coś ty, musi być – upieram się. Gideon spogląda na mnie.
-Mówię ci, że nie ma. Jakby w ogóle go nie było.
                Nie potrafię ukryć, że poczułam zawód. Chciałam się czegoś dowiedzieć o Willu, a on nawet nie ma swojej kartoteki. Zastanawiam się tylko, jak to możliwe? Powinny być o nim chociaż podstawowe informacje. Poza tym, jest jednym z tych Rebeliantów, którzy sprawiają najwięcej kłopotów, musi mieć gdzieś kartę, gdzie zapisują wszystkie jego występki i kary.
                -Nie ważne – mówię. – Chcesz, to sprawdź swoją.
                Widzę, że z początku się waha. Zawiesza ręce nad klawiaturą, jakby nie wiedział, co wpisać. Po chwili powoli wystukuje swoje nazwisko i klika wybraną kartotekę.


Imię: Gideon
Nazwisko: Rumpeldell
Data urodzenia: 3 maja 1997
Status: Pół Rebeliant, pół Bohater; Nieokreślony. 
Miejsce: Aktualnie Akademia Rebeliantów - Miasto Rebeliantów.
Współlokator: Gordon Hert.
Informacje: Ojciec Nieokreślony, matka Rebeliantka u Bohaterów. Urodzony u Bohaterów, a Akademii od trzeciego roku życia.
Znaki szczególne: Napady złości, traci nad sobą kontrolę; efekt uboczny przekierowania mózgu na myśli Rebelianta. Ma również inne efekty uboczne.



Wpatrujemy się w otwarty plik, nie wiedząc co powiedzieć.
 Jest Bohaterem, nie powinno go tu być. Ale jest też Rebeliantem, bycie tu to jego powinność. Jest Nieokreślony. To słowo odbija się w moim umyśle niczym czkawka.   
Efekt uboczny. Co to znaczy? Jakie inne efekty uboczne? Mam wrażenie, że zaraz rozsadzi mi głowę. Nie ma nigdzie napisane, by był eksperymentem, tak jak Dom. Ale miał przekierowane myśli. Czy przez to jest Nieokreślony? Czy może idzie to w genach? 
            Spoglądam na Gideona, gdzie na jego twarzy zastygł szok. Nie zdziwiłabym się, gdyby powinien być u Bohaterów, gdyby tak jak Dominique był eksperymentem, ale on jest po prostu Nieokreślony. Nie wiem nawet, co to właściwie znaczy.
                Boję się, że ja również będę Nieokreślona. A jeśli tak? Czy wyrzucą mnie, tak jak Dominique, do Bohaterów, czy może jeszcze gdzie indziej? Nie powinni, przekonuję siebie w myślach. Dobrze się sprawowałam jako Rebeliantka.
                -No – mówi w końcu Gideon ochrypłym głosem. – Czyli nie powinno mnie tu być.
-Po połowie – odzywa się Cat cicho. Wparuje się w monitor, ale kiedy Gideon na nią spogląda, ona również podnosi na niego wzrok. – Po połowie jesteś tam, gdzie powinieneś być.
Gideon kręci głową. Widzę, że stara się nie dopuścić tego do siebie. Pewnie żałuje, że obejrzał swoją kartotekę. Lepiej mu było żyć w nieświadomości, niż teraz, z myślą, że jest odmieńcem, wybrykiem natury, nie pasującym do żadnej grupy. 
-Później o tym pomyśle – klika „usuń” i jego kartoteka znika nam sprzed oczu. Zwraca się do mnie. – Teraz twoja, czy chcesz zobaczyć jeszcze kogoś?
-Elzy – mówię.
                Gideon wykonuje tą samą czynność, co poprzednio i otwiera plik.


Imię: Elza
Nazwisko: O'Neiro
Data urodzenia: 6 lipca 1998
Status: Rebeliant: czysty.
Miejsce: Akademia Rebeliantów - Miasto Rebeliantów.
Współlokator: Była: Dominique Michano. Aktualnie: Emma Dainers.
Informacje: Matka Rebeliantka, ojciec Rebeliant. Urodzona u Rebeliantów, w Akademii od drugiego roku życia. 
Znaki szczególne: Brak.






-Nic ciekawego – mówię. – Zwyczajna Rebeliantka. Dobra, teraz daj moją.
                Gideon kiwa głową i wyszukuje mojej kartoteki. Widzę, jak myszka najeżdża na moje nazwisko, ale kiedy Gideon chce otworzyć plik, wyskakuje komunikat „ZABLOKOWANE”.
                Marszczy brwi i wykonuje kilka ruchów na klawiaturze, po czym ponownie próbuje otworzyć. Znowu ten sam komunikat.
-Co jest?! – niecierpliwi się. Otwiera kilka innych folderów, pisze bardziej skomplikowane hasła, ale cały czas wyskakuje ten sam błąd „ZABLOKOWANE”. Widzę w jego oczach złość. Szło mu tak dobrze, a teraz pojawił się problem, którego nie potrafi ominąć. Nie poddaje się jednak i wciąż próbuje zniweczyć blokadę.
                -Nie wiem, co jest na twojej kartotece, Auro, ale musi to być coś niezłego, skoro ma takie zabezpieczenie, że nawet Gideon go nie obejdzie – mówi chłodno Cat.
                Nie odzywam się. Wpatruję się w palce Gideona, które tańczą na klawiaturze i myślę, dlaczego akurat moja kartoteka jest tak zablokowana.
Może też jestem Nieokreślona, ale jeszcze bardziej niż Gideon. Może jestem gorsza, może nie mam w sobie preferencji do żadnej grupy, tylko do jeszcze innej. Może istnieje inna grupa, dawno zapomniana przez wszystkich, gdzie ja się powinnam znajdować. Może niedługo pójdę w odstrzelenie i wyrzucą mnie na bruk, gdzieś za mur, z dala od Rebeliantów i Bohaterów.
O, dzięki, moja podświadomości, masz takie kojące pomysły.
                -Dobra, daj spokój – mówię do Gideona. – Jak się nie da to trudno, nie muszę…
-Ćśśś – ucisza mnie Cat. – Ktoś tu idzie.
                Nie wiem, jak ona zdołała coś usłyszeć, ale nasłuchuję i po chwili również coś udaje mi się usłyszeć. Ktoś otwiera drzwi do czytelni i biegnie, najwyraźniej w naszą stronę, bo kroki są coraz głośniejsze.
                Gideon szybko zabiera pendrive, a folder z kartotekami znika w tym samym momencie, kiedy obok nas staje Will, z uśmiechem na twarzy i próbujący złapać oddech. Jak on nas tu znalazł?

-Dziś wieczorem – oznajmia pomiędzy wdechami. – Przechodzimy przez mur.  

1 komentarz:

  1. Super rozdział, jestem ciekawa czy przejdą przez mur i czy otworzą kartotekę Aureli :)

    OdpowiedzUsuń