niedziela, 14 września 2014

Rozdział 4

"Kim jestem?"

Wybaczcie tak długą nieobecność, ale miałam spory brak czasu. 28.09 jadę na tydzień do sanatorium, więc następny rozdział pojawi się prawdopodobnie dopiero w następnym miesiącu.
_
-Ktoś mi wyjaśni, dlaczego byliście w naszym gabinecie po ciszy nocnej?
                Zanim zacznę od tego, jak wielki dostaliśmy ochrzan i jak teraz powinniśmy się tłumaczyć, muszę powiedzieć, że dyrektor Hapler wygląda prześmiesznie w piżamie i kapciach. Ledwo udało mi się powstrzymać wybuch śmiechu, kiedy zapalił światło.
                Ale powracając: aktualnie dalej siedzimy w gabinecie dyrektorów, z pochylonymi głowami. „My”, czyli ja, Cat i Gideon, bo Willowi i Elzie najwyraźniej udało się uciec bez szwanku. (Mogą liczyć na to, że oboje dostaną ode mnie po twarzy.).
                -Mówiłam już – mówię cicho. – Chcieliśmy po prostu się rozejrzeć.
-Rozejrzeć – prycha dyrektor. – A to w jakim celu?
-Pan też by był ciekawy, gdybyśmy mieli swój własny gabinet i nie pozwalali wam, dorosłym, do niego wejść! – odpyskuję, po czym natychmiast się uciszam. Jedyne, czego naprawdę nauczyłam się u Rebeliantów, to to, że nie warto pyskować do dyrektorów, bo to oni mają nad nami tu władzę. Prawdziwą władzę. Ucieczki po nocy to jedno, a pyskowanie im prosto w twarz to drugie.
                -Myjecie jutro naczynia po śniadaniu, obiedzie i kolacji, a wasza cisza nocna zaczyna się godzinę szybciej – oznajmiła Hapler. Słyszę w jego głosie, że zaleźliśmy mu za skórę. Ej, no chyba nie jesteśmy pierwsi, którzy włamali się do ich gabinetu, prawda? – A teraz natychmiast do pokoi.
                Czym prędzej ewakuujemy się z gabinetu i wychodzimy z korytarza. Schodząc na dół zachowujemy ciszę, ale najchętniej na kogoś bym nawrzeszczała. I jak na zawołanie – zza rogu wychodzą Will i Elza.
                Will uśmiecha się głupkowato, najwyraźniej z siebie zadowolony, ale ten uśmieszek szybko znika mu z ust, gdy Cat wymierza mu cios pięścią prosto w nos.
                Przez chwilę patrzę oszołomiona, później już klaszczę powoli w dłonie, kiwając głową z uznaniem w stronę Cat i Willa, który odchylił się do tyłu przy uderzeniu i teraz trzyma się za nos. Z pomiędzy palców kapie mu krew.
                -No, no, no, Catrino Goldstark, tego się po tobie nie spodziewałam – mówię. Pierwszy raz widzę, aby Cat kogoś uderzyła. – Sama chciałam to zrobić.
-Pozostaje ci jeszcze Elza – mruczy Cat, stając obok mnie.
Patrzę na czarnowłosą, a ona automatycznie cofa się o krok, podnosząc ręce w obronnym geście.
-Hej, to był jego pomysł, ja tylko wyszłam go szukać, a przez większość czasu byłam z wami – wskazuje na Willa, który stara się zatamować krew. Krzywię się, to mnie obrzydza.
-Weź idź to przemyj i coś z tym zrób, nie mam zamiaru odpowiadać jeszcze za twoje wykrwawienie – burczy Cat. Ręka dalej ją korci, bo widzę jak rozprostowuje i zgina palce, patrząc na Willa.
-Najlepiej idź do pielęgniarki i powiedz, że twoja duma ucierpiała, gdy dałeś się uderzyć dziewczynie – podpowiada Gideon.
-On już dawno nie miał dumy – dodaję, kręcąc głową.
-Odpuście już – warczy Will. – Udało wam się coś znaleźć?
-Nie – odpowiadam, nim Gideon się odezwie. Czuję na sobie wzrok jego i Cat, ale nie zwracam na to uwagi. To my zostaliśmy złapani i dostaliśmy kary, nie on, więc nie dostanie informacji, dopóki wszystkiego nie przejrzymy. – Nic nie było. Ani w komputerze, ani na papierze.
Will klnie pod złamanym nosem i kopie nogą w ścianę.
-Pewnie wszystko ukryli gdzieś indziej!
-Nie wiem, nie obchodzi mnie to – podnoszę ręce w obronnym geście. – Ja chcę tylko iść spać. Więc na razie!
                Odwracam się i odchodzę korytarzem, kierując się do skrzydła dla uczniów. Nie mija chwila, a dogania mnie Cat z Gideonem. Czyżby Will i Elza mieli jeszcze jakieś plany? Aż boje się pomyśleć, co jeszcze mogli wymyślić.
                -Dlaczego nic nie chciałaś mówić o kartotekach? – pyta Gideon. Wyciąga z kieszeni pendrive i podaje mi go. Przez chwilą patrzę na małe urządzonko, po czym je chowam.
-To nie on dostał karę. Co on zrobił? Wyłączył prąd w całej części Rebeliantów, możliwe, że nawet u Bohaterów. I uciekł, wymyślił plan i nam kazał go wykonać.  A tym bardziej, jeśli jest w tych kartotekach coś o mnie, wolę to najpierw przejrzeć i usunąć, nim mu dam. Może nawet dowiem się czegoś więcej o nim.
-Po co? – pyta Cat, marszcząc brwi. Przeszliśmy do skrzydła dla uczniów i teraz wchodzimy po schodach na górę. Stajemy na szczycie, bo Gideon będzie musiał iść w lewo, my zaś w prawo.
-Wiecie cokolwiek o Willu, poza jego nazwiskiem i wiekiem? – pytam. Cat i Gideon spoglądają po sobie, a ja znam odpowiedź. – No właśnie. Nie wiemy nic o jego życiu, rodzicach, a znamy się od początku roku. Nie wiem jak wy, ale ja bym chciała się dowiedzieć, z kim mam do czynienia.
-Bujasz się z kolesiem jakieś pół roku i znasz tylko takie informacje, jak nazwisko i wiek? – pyta Gideon, marszcząc brwi.
To dziwne, że zrobiło mi się głupio? Chyba nie.
                Wzruszam nieznacznie ramionami.
-No – potwierdzam. – Dlatego on nie musi więcej wiedzieć o nas, a my za to musimy dowiedzieć się więcej o nim. – Spoglądam na korytarz, gdzie kilka metrów dalej są drzwi do naszego pokoju, w którym czeka na mnie łóżko. – Ale zobaczymy to jutro. Teraz chciałabym się przespać.
                Kiwam głową do Gideona i skręcam w korytarz dziewczyn. Czekam aż Cat otworzy drzwi kluczem i wchodzę do środka. Po drodze do łóżka ściągam bluzę i rozpinam spodnie. Ściągam buty, przebieram jeansy na dresy i kładę się do łóżka. Nie wiem, czy Cat jeszcze poszła do łazienki, czy tak samo jak ja, od razu położyła się do łóżka, bo po zamknięciu oczu od razu zasypiam.


-Nie wyglądasz za dobrze – stwierdza Will, patrząc na mnie znad kubka kawy.
                Mój organizm naprawdę nie lubi, kiedy mam mało czasu do spania. Spałam zaledwie pięć godzin, wstałam z wyglądem jak uderzona piorunem i humorem nie mniej podobnym.
                -Dziękuję – mówię sucho. – Każda dziewczyna lubi to słyszeć z rana.
                Mierzymy się nawzajem wzrokiem, on nie wygląda lepiej ode mnie. Włosy jakby nie widziały szczotki od tygodnia, a wory pod oczami, jakby nie spał z tydzień.
                -Ty za to wyglądasz jak wyspany, rześki i gotowy do działania – odpieram z sarkazmem.
-Chyba wszyscy wyglądamy tak samo, a przynajmniej nie lepiej od was – mruczy obok mnie Cat, grzebiąc łyżką w misce z płatkami.
-Dzisiaj sobota – mówi Elza. – Spędzę ten dzień śpiąc.
                Nawet w soboty musimy schodzić o czasie na posiłki. Śniadania są przesunięte o godzinę, więc zamiast wstawać o szóstej, możemy wstać o siódmej. Albo nawet później, bo nie mamy zajęć. Ale i tak ta godzina zbytniej różnicy nie robi, tak czy tak wstanę niewyspana i odsypiam po obiedzie.
                -Ja mam kilka spraw do załatwienia, więc spotkamy się później – oznajmia Will i odchodzi razem ze swoją kawą.
Patrzę na swój pusty kubek. Przydałaby się dodatkowa porcja kofeiny, ale ostatnim razem, kiedy wypiłam z rana dwie kawy, do obiadu byłam niczym wiewiórka. Biegałam w tę i we w tę, i nie można mnie było zatrzymać. Doprawdy, mocną mają tu kawę.
Oglądam się do tyłu i wynajduję wzrokiem Gideona, który jak zwykle siedzi sam.
-Ja też mam coś do załatwienia – mówię. Elza patrzy na mnie z zaskoczeniem. Szturcham Cat, która ocyka się ze stanu uśpienia nad miską płatków i pociągam ją za sobą. Podchodzimy do stolika Gideona, a ten podnosi na nas podejrzliwy wzrok.
                To aż zadziwiające, że on nawet nie wygląda na zmęczonego, ani nie ma worków pod oczami. A spał nie więcej od nas, jeśli w ogóle.
                -Idziemy oglądać kartoteki, idziesz z nami? – pytam. Ignoruję zaskoczenie Cat „Idziemy?” i patrzę wyczekująco na Gideona. Oczywiście dalej jest we mnie zakochany, więc na jego policzkach powoli wykwita rumieniec, a ja udaję, że tego nie widzę.
-Zabezpieczenia tych kartotek złamałem, więc raczej nie będziecie mieć problemów z ich odczytem. Zatem nie sądzę, bym był potrzebny – odzywa się w końcu
                Czuje się trochę urażona myślą, że Gideon uważa, iż chciałam tylko, aby złamał zabezpieczenia, ale staram się tego nie pokazywać.
                -Nie chcesz zobaczyć, co piszą o tobie? – pytam. Gideon przez chwilę się waha, po czym ucieka wzrokiem.
                Doskonale znam odpowiedź na to pytanie, wiem, że on się po prostu boi. Boi się, że może być tylko eksperymentem, takim jak Dominique. Nie zdziwiłabym się, szczerze mówiąc, gdyby pochodził od Bohaterów, a z jego twarzy wyczytuję, że również o tym myśli. W sumie, nie mam mu za złe, że się boi. Niby jest tam Rebeliantem, Rebelianci nie wiedzą, co to strach i tak dalej, ale ja wiem. Wiem jak to jest się bać, bo również boję się tego samego. Że tak naprawdę powinnam teraz siedzieć u Bohaterów.
                Po chwili spogląda mi w oczy i wstaje.
-I tak już moje życie jest wystarczająco popaprane – mówi. – Czemu nie.


-Powinnam się dziwić, że w bibliotece i czytelni świeci pustkami? – pyta Cat.
                Zaraz po śniadaniu (i oczywiście umyciu po nim naczyń) poszliśmy do jedynego miejsca, gdzie były dostępne komputery; czytelni. Usiedliśmy przy komputerze na samym końcu pomieszczenia, centralnie w rogu, tak byśmy nie zwracali na siebie uwagi. Jest to komputer najczęściej używany przez Rebeli, bo dopóki się nie podejdzie, nie widać, że ktoś tu jest; wszystko zasłaniają ogromne regały z książkami.
                -To Rebele – mówię. – Ile z nich czyta książki?
-Nie licząc ciebie? Podejrzewam, że nikt – stwierdza moja przyjaciółka. Parskam śmiechem, ale niestety mówi prawdę. Jedyna przychodzę tutaj dla przyjemności czytania książek, a nie korzystania z komputera czy wylegiwania się na fotelach.
                Gideon wpina pendrive do komputera i po chwili na ekranie wyświetla się folder z kartotekami.
-A oni jakoś, wiesz, nie widzą co robimy na tych komputerach? – pyta z powątpieniem Cat.
-Widzą – potwierdza Gideon, kiwając głową. Klika parę przycisków na klawiaturze, przesuwa myszką w tę i we w tę, otwiera i zamyka różne foldery, a po chwili wraca do kartotek. – Już nie.
-Jesteś niemożliwy – mamroczę. Gideon uśmiecha się lekko.
-Otwórz pierw moją! – prosi Cat. Z ciekawością wpatruje się w monitor, ale w jej oczach widzę również strach. Ona również ma większe preferencje do bycia Bohaterką, ze względu na matkę.
                Gideon kiwa głową, wpisuje w wyszukiwaniu imię i nazwisko Cat, po czym otwiera odpowiedni dokument.


 Imię: Catrina.
Nazwisko: Goldstark.
Data urodzenia: 16 marca 1998
Status: Rebeliant: czysty.
Miejsce: Akademia Rebeliantów - Miasto Rebeliantów. 
Współlokator: Aurelia Bluerose.
Informacje: Matka Bohaterka, ojciec Rebeliant. Urodzona u Rebeliantów, w Akademii od drugiego roku życia. 
Znaki szczególne: Brak.


                




Spoglądam na Cat i widzę zawód w jej oczach. Nie rozumiem tylko, dlaczego. Jest tym, kim jest, nie oszukano jej, a tymczasem te szczęście, którym zawsze emanowała, gaśnie, jakby przyćmione smutkiem.
                Kiwa powoli głową i uśmiecha się bez przekonania. Dlaczego nie podoba jej się to, co zobaczyła?
-Jestem Rebeliantką. Nie jestem eksperymentem.
-Chcesz zobaczyć swoją? – pyta mnie Gideon. Odrywam wzrok od Cat i widzę, że chłopak próbuje zmienić temat, jak i kartotekę.
-Moją zostaw na koniec. Zobacz Willa.
                Gideon usuwa plik z Cat, po czym wyszukuje kartoteki Willa, ale gdy wpisuje jego imię i nazwisko – nic nie wyskakuje. Marszczy brwi.
-Może tak naprawdę nie ma na imię Will – podpowiadam. Wpisuje więc tylko jego nazwisko, ale nic nie ma. Później zjeżdża myszką w dół, wyszukując odpowiedniego pliku, ale nic nie może znaleźć. Sprawdza jeszcze parę razy, wchodzi w kilka kartotek, ale nigdzie nie ma tej odpowiedniej.
-Nie ma – stwierdza w końcu.
-No coś ty, musi być – upieram się. Gideon spogląda na mnie.
-Mówię ci, że nie ma. Jakby w ogóle go nie było.
                Nie potrafię ukryć, że poczułam zawód. Chciałam się czegoś dowiedzieć o Willu, a on nawet nie ma swojej kartoteki. Zastanawiam się tylko, jak to możliwe? Powinny być o nim chociaż podstawowe informacje. Poza tym, jest jednym z tych Rebeliantów, którzy sprawiają najwięcej kłopotów, musi mieć gdzieś kartę, gdzie zapisują wszystkie jego występki i kary.
                -Nie ważne – mówię. – Chcesz, to sprawdź swoją.
                Widzę, że z początku się waha. Zawiesza ręce nad klawiaturą, jakby nie wiedział, co wpisać. Po chwili powoli wystukuje swoje nazwisko i klika wybraną kartotekę.


Imię: Gideon
Nazwisko: Rumpeldell
Data urodzenia: 3 maja 1997
Status: Pół Rebeliant, pół Bohater; Nieokreślony. 
Miejsce: Aktualnie Akademia Rebeliantów - Miasto Rebeliantów.
Współlokator: Gordon Hert.
Informacje: Ojciec Nieokreślony, matka Rebeliantka u Bohaterów. Urodzony u Bohaterów, a Akademii od trzeciego roku życia.
Znaki szczególne: Napady złości, traci nad sobą kontrolę; efekt uboczny przekierowania mózgu na myśli Rebelianta. Ma również inne efekty uboczne.



Wpatrujemy się w otwarty plik, nie wiedząc co powiedzieć.
 Jest Bohaterem, nie powinno go tu być. Ale jest też Rebeliantem, bycie tu to jego powinność. Jest Nieokreślony. To słowo odbija się w moim umyśle niczym czkawka.   
Efekt uboczny. Co to znaczy? Jakie inne efekty uboczne? Mam wrażenie, że zaraz rozsadzi mi głowę. Nie ma nigdzie napisane, by był eksperymentem, tak jak Dom. Ale miał przekierowane myśli. Czy przez to jest Nieokreślony? Czy może idzie to w genach? 
            Spoglądam na Gideona, gdzie na jego twarzy zastygł szok. Nie zdziwiłabym się, gdyby powinien być u Bohaterów, gdyby tak jak Dominique był eksperymentem, ale on jest po prostu Nieokreślony. Nie wiem nawet, co to właściwie znaczy.
                Boję się, że ja również będę Nieokreślona. A jeśli tak? Czy wyrzucą mnie, tak jak Dominique, do Bohaterów, czy może jeszcze gdzie indziej? Nie powinni, przekonuję siebie w myślach. Dobrze się sprawowałam jako Rebeliantka.
                -No – mówi w końcu Gideon ochrypłym głosem. – Czyli nie powinno mnie tu być.
-Po połowie – odzywa się Cat cicho. Wparuje się w monitor, ale kiedy Gideon na nią spogląda, ona również podnosi na niego wzrok. – Po połowie jesteś tam, gdzie powinieneś być.
Gideon kręci głową. Widzę, że stara się nie dopuścić tego do siebie. Pewnie żałuje, że obejrzał swoją kartotekę. Lepiej mu było żyć w nieświadomości, niż teraz, z myślą, że jest odmieńcem, wybrykiem natury, nie pasującym do żadnej grupy. 
-Później o tym pomyśle – klika „usuń” i jego kartoteka znika nam sprzed oczu. Zwraca się do mnie. – Teraz twoja, czy chcesz zobaczyć jeszcze kogoś?
-Elzy – mówię.
                Gideon wykonuje tą samą czynność, co poprzednio i otwiera plik.


Imię: Elza
Nazwisko: O'Neiro
Data urodzenia: 6 lipca 1998
Status: Rebeliant: czysty.
Miejsce: Akademia Rebeliantów - Miasto Rebeliantów.
Współlokator: Była: Dominique Michano. Aktualnie: Emma Dainers.
Informacje: Matka Rebeliantka, ojciec Rebeliant. Urodzona u Rebeliantów, w Akademii od drugiego roku życia. 
Znaki szczególne: Brak.






-Nic ciekawego – mówię. – Zwyczajna Rebeliantka. Dobra, teraz daj moją.
                Gideon kiwa głową i wyszukuje mojej kartoteki. Widzę, jak myszka najeżdża na moje nazwisko, ale kiedy Gideon chce otworzyć plik, wyskakuje komunikat „ZABLOKOWANE”.
                Marszczy brwi i wykonuje kilka ruchów na klawiaturze, po czym ponownie próbuje otworzyć. Znowu ten sam komunikat.
-Co jest?! – niecierpliwi się. Otwiera kilka innych folderów, pisze bardziej skomplikowane hasła, ale cały czas wyskakuje ten sam błąd „ZABLOKOWANE”. Widzę w jego oczach złość. Szło mu tak dobrze, a teraz pojawił się problem, którego nie potrafi ominąć. Nie poddaje się jednak i wciąż próbuje zniweczyć blokadę.
                -Nie wiem, co jest na twojej kartotece, Auro, ale musi to być coś niezłego, skoro ma takie zabezpieczenie, że nawet Gideon go nie obejdzie – mówi chłodno Cat.
                Nie odzywam się. Wpatruję się w palce Gideona, które tańczą na klawiaturze i myślę, dlaczego akurat moja kartoteka jest tak zablokowana.
Może też jestem Nieokreślona, ale jeszcze bardziej niż Gideon. Może jestem gorsza, może nie mam w sobie preferencji do żadnej grupy, tylko do jeszcze innej. Może istnieje inna grupa, dawno zapomniana przez wszystkich, gdzie ja się powinnam znajdować. Może niedługo pójdę w odstrzelenie i wyrzucą mnie na bruk, gdzieś za mur, z dala od Rebeliantów i Bohaterów.
O, dzięki, moja podświadomości, masz takie kojące pomysły.
                -Dobra, daj spokój – mówię do Gideona. – Jak się nie da to trudno, nie muszę…
-Ćśśś – ucisza mnie Cat. – Ktoś tu idzie.
                Nie wiem, jak ona zdołała coś usłyszeć, ale nasłuchuję i po chwili również coś udaje mi się usłyszeć. Ktoś otwiera drzwi do czytelni i biegnie, najwyraźniej w naszą stronę, bo kroki są coraz głośniejsze.
                Gideon szybko zabiera pendrive, a folder z kartotekami znika w tym samym momencie, kiedy obok nas staje Will, z uśmiechem na twarzy i próbujący złapać oddech. Jak on nas tu znalazł?

-Dziś wieczorem – oznajmia pomiędzy wdechami. – Przechodzimy przez mur.  

sobota, 9 sierpnia 2014

LIST

Wyjeżdżam jedenastego do dwudziestego pierwszego sierpnia na obóz. Wracam o 23:00, do tego do Wrocławia, trzy godziny od mojego miasta, więc tak naprawdę w domu będę dopiero jakoś po południu dwudziestego drugiego. Rozdział pojawi się jakoś po dwudziestym piątym.

środa, 30 lipca 2014

Rozdział 3

"Kartoteka"


-Skończyłaś? – pyta znudzona Cat, w czasie gdy ja wrzeszczę i rzucam przedmiotami o ścianę.
                Jesteśmy właśnie w jednym z opuszczonych magazynków w szkole. Jest to jedno wielkie zbiorowisko zapomnianych lub nieużywanych przedmiotów, które świetnie rozbijają się na ścianach. Pomieszczenie ulokowane jest na strychu, więc mało kto tu przychodzi, ale dla nas to dobrze, bo jest to kolejna skrytka. Co prawda tydzień zajęło Willowi wyzbycie się wszystkich pająków, bym mogła tam wejść, ale zawsze coś. Dalej te małe poczwary gdzieś czekają w kątach lub za szafkami, ale na szczęście tam nie zaglądam. 
             Wizyta dyrektora wyciągnęła mnie ze skóry, chyba jeszcze nigdy nie byłam tak wściekła. Wszyscy jesteśmy, ale tylko ja tak strasznie reaguję.

      Rzucam ostatni brudny i zakurzony dzban o ścianę, który roztrzaskuje się na większe i mniejsze kawałki. Nadal jestem zła, ale nie mam już siły, by rzucać przedmiotami. W jakimś sensie ulżyło mi.
                -Koniec? – pyta ponownie Cat. Co najmniej dwa razy prawie dostała odłamkiem szkła, ale jakimś cudem udało mi się jej nie skrzywdzić.
-Ta – odpowiadam, uspakajając oddech. – Koniec.
-Nareszcie – mówi moja przyjaciółka, otrzepując spodnie i rękawy z pyłu i kurzu, który na niej osiadł. – Idziemy, zaraz tu dostanę alergii. – Spogląda na zegarek na ręce. – I, o ironio, ale masz wyczucie czasu. Akurat zaczyna się kolacja.
                Marszczę brwi, wychodząc za nią z pomieszczenia. Aż tyle czasu mi tu zajęło? Cóż, jak to mówią, przy dobrej zabawie czas leci szybciej. Jestem pewna, że rozwalanie przedmiotów tego też się dotyczy.
                Schodzimy po trzech kondygnacjach schodów w dół. Mijając okna zaglądam przez nie i widzę strażników na dole. Trochę dalej drugi budynek, mniejszy od naszego, dwupiętrowy. Jeśli dobrze pamiętam, to budynek gimnazjalistów. Podstawówka ma tylko jedno piętro, ale za to dodatkowe boczne skrzydło. Gimnazjum nie ma żadnych skrzydeł, to tylko prosty budynek z czerwonej cegły. Nasz, licealistów, ma dwa boczne skrzydła, gdzie mieszcząc się sypialnie, dwa piętra, gdzie znajdują się klasy, parter, gdzie jest stołówka, świetlica, czytelnia połączona z biblioteką i salon, a na samej górze jest strych. Nie rozumiem, po co nam strych, ale nie narzekam, dopóki mamy tam kryjówkę.
                Wchodzimy na stołówkę, która jest już zapchana uczniami. Wybieramy sobie jedzenie ze szwedzkiego stołu i dosiadamy się do Elzy oraz Willa. Zawsze siadamy przy tym samym stoliku, gdzieś jest nawet wyryte moje imię, co zrobiłam, gdy usiadłam tu pierwszy raz. Efekt nudy, ale Cat, Elza i Will zrobili to samo, przez co jest to teraz nasz stolik.
                Will mętnie miesza łyżką w płatkach, a Elza ściska w rękach kubek gorącej herbaty, z której unosi się para. Aż dziwne, że jej nie parzy. Obydwoje pewnie nie mają apetytu po wizycie dyrektora, Cat, jak widzę, również, bo nawet nie tknęła swojej kanapki, ale ja przed chwilą stłukłam około dwadzieścia wazonów i rozwaliłam dwa krzesła, więc prawie pochłaniam miskę płatek i kanapkę.
                -Coś nowego? – pyta Cat. Will podnosi głowę. Jest spokojny, ale w jego oczach widzę gniew. Jeśli jeszcze się nie wyżył, to wolę nie być przy nim po kolacji.
-Mamy coś, ale nie jest to związane z przejściem przez mur – oznajmia. Marszczę brwi.
-Czyli nic ciekawego – mruczę z pełną buzią, odrywając skórkę od chleba.
-Myśleliśmy o tych uczniach, którzy zniknęli – dołącza się Elza. – O tym, co ich łączy.
-Poza tym, że zniknęli? – Cat przechyla głowę, a Elza gromi ją spojrzeniem.
-Wszyscy słabo sobie radzili i można powiedzieć, że byli… mieli większe serce od innych.
-Chcesz powiedzieć, że dyrektorzy ich pozabijali? – prycham.
-Nie – odpowiada powoli Will, jakby właśnie sobie coś uświadomił. Odkłada łyżkę ze stuknięciem, a jego oczach zaczyna pojawiać się ta znajoma mi iskierka, gdy wymyśla jakiś plan. – Zostali przeniesieni do Bohaterów.


-Oszalałeś – mówię.
                Jesteśmy w skrytce pod schodami, dalej tą samą grupa, co poprzednio. Siedzę na stęchłych kocach pod ścianą, wpatrując się w Willa.
                -Nie! – zarzeka się. – Nie rozumiesz? Każdy z nich był… miły, przyjazny. Nie pasowali tu, dlatego zostali przeniesieni.
-Przenieśliby ich już wcześniej! – zaprzecza Cat. Jedyna stoi po mojej stronie.
-Dawali im szanse, chcieli zobaczyć czy się zmienią!
-A ty byś się zmienił, gdyby teraz zabrali cię do Bohaterów?! – krzyczę. – Mogliby i mieć tą ich krew w sobie, jak Cat, której matka była Bohaterką, ale czy Cat można teraz zmienić? – Pominiemy to, że Cat w tym momencie posłała mi mordercze spojrzenie mówiące „nie mieszaj mnie w to.” – Nie, bo jest Rebeliantką, wychowała się wśród Rebeliantów i czy chce czy nie, charakter Rebeliantów jest jej częścią. Tych, którzy zniknęli, mogli ewentualnie zabrać na egzekucję, ale to tylko ewentualnie.
"Cat przez chwilę wpatruje się w Willa, po czym
spuszcza wzrok."
W pomieszczeniu zapada cisza, a ja odwracam głowę i nie odzywam się więcej, tylko w milczeniu skubię paznokcie. Cat przez chwilę wpatruje się w Willa, po czym spuszcza wzrok.
Powiedziałam prawdę, to, co wszystkim chodziło po głowie, ale tylko ja miałam odwagę to wypuścić.
                Aby zabrać do aniołów osobę, która wychowała się wśród diabłów, potrzeba sporo pracy. Może i Dominique, współlokatorka Elzy, była milsza od innych, ale widziałam, jak śmiała się, gdy komuś działa się krzywda. Słyszałam jak pyskuje i, swoją drogą, znała więcej brzydkich słów niż ja. Nie mogli zabrać jej do Bohaterów, to niemożliwe, by tak szybko nauczyła się, jak z nimi żyć. Musieliby usunąć jej pamięć. A to i tak za mało. Jeśli serce zapamiętało, że jesteś zły, będzie pamiętało nawet wtedy, gdy twój mózg zawiedzie.
                -To pomożesz nam czy nie? – pyta mnie Elza. Spoglądam na nią kątem oka.
-Pomogę – mówię. – Ale nie wierze w tę bajeczkę o Bohaterach, to nierealne. Co właściwie chcecie zrobić?
Will uśmiecha się lekko i posyła mi spojrzenie, w których czai się iskierka szaleństwa.
-Włamać się do pokoju dyrektorów.


-To zły pomysł – powtarzam po raz setny, schodząc po schodach za Cat i Elzą.
                Jest godzina po ciszy nocnej, a my idziemy włamać się do dyrektorów. Kiedy Will mi to powiedział, od razu oznajmiłam, że nie biorę w tym udziału. Ale oczywiście, wcześniej powiedziałam, że pomogę, a Will nie odpuścił, dopóki się nie zgodziłam. A gdy opowiedział mi plan, o mało nie posikałam się ze śmiechu.
                -Masz lepszy? – pyta mnie Elza.
-Po co wam ich kartoteki? – odpowiadam pytaniem na pytanie. Nie mam lepszego planu, bo w tym w ogóle nie chciałam brać udziału.
-W kartotekach zapisują wszystko na temat ucznia – oznajmia Cat. – Zakładam, że chcą zobaczyć, iż ci co zniknęli mieli predyspozycje do Bohaterów.
-To głupie – parskam.
-Ucisz się – warczy do mnie Elza. Odwraca się i idzie dalej, a ja pokazuję jej język.
-Po co ja wam w ogóle jestem potrzebna? – pytam. – I Cat?
-Bo nie idziemy wszyscy, głupia – Elza odzywa się do mnie, jakbym była dziesięcioletnim dzieckiem. – Kilkanaście młodych Rebeliantów zbitych w grupkę i snujących się przed pokojem dyrektorów? Pomyśl trochę.
                Przechodzimy przez główny korytarz, a potem innymi schodami w górę, aż dochodzimy do piętra, gdzie są wszystkie pomieszczenia szkolne. W tym i pokój dyrektorów.
-Myślę – burczę. – I stwierdzam, że trójka by co najmniej wystarczyła.
-Cóż, wiec idziemy w piątkę. Gideon zajmie się włamaniem do komputera, ty i ja przeszukamy papierowe akta, Cat stanie na czatach, a Will pozbędzie się monitoringu i alarmu.
-Dyrektorzy mają alarm w drzwiach? – pyta Cat, marszcząc brwi. Elza natychmiast ją ucisza i popycha na ścianę. Cat wydaje zaskoczony okrzyk, ale Elza nadeptuje jej na stopę, nakazują być cicho.
                Jesteśmy przed drzwiami prowadzącymi do korytarza dyrektorów. Tam są ich sypialnie i oczywiście pokój. Nie stoimy na wprost do drzwi, bo kamery by nas zarejestrowały, ale w pewnym momencie Will wyskakuje z drzwi i uśmiecha się do nas jak szaleniec.
-No? Co tu tak stoicie? – pyta i w tym samym momencie wyłącza się prąd. Po czym poznaję, skoro światła i tak są wyłączone, a my mamy latarki? Przez okno widzę, że gasną latarnie, w gimnazjum i podstawówce nie pali się ani jedno światło, a lampka, która włącza się, kiedy ktoś stanie przed drzwiami do korytarza, a która włączyła się i tym razem, nagle zgasła.
                -Will, coś ty narobił? – syczy Elza, obdarzając Willa tak złym spojrzeniem, że aż dziwie się, iż nie zamienił się w robaka i nie uciekł.
-Miałem pozbyć się kamer i monitoringu! I to zrobiłem!
Elza najwyraźniej powstrzymuję się od komentarza.
-Módl się, aby dyrektorzy nie mieli komputerów stacjonarnych – warczy, po czym, wyjątkowo cicho i łagodnie otwiera drzwi i wchodzi do korytarza. Drzwi do pokoju dyrektorów są lekko uchylone, a w środku widzimy światło latarki. Gdy tam wchodzimy, dostrzegam Gideona, który już usiadł na końcu stołu, przed laptopem. Nie podnosi nawet na nas wzroku, tylko stuka zawzięcie palcami w klawiaturę.
                Pokój jest wielki. Na środku stoi długi stół z ciemnego drewna. W kącie stoi mała lodówka, a obok blat, na nim mikrofalówka, a jeszcze obok, o matko, automat ze słodyczami i różnymi przekąskami. (Nie dziwne, że dyrektorzy opuszczają to miejsca tylko na noc). Są tu jeszcze dwie szafy i drzwi do łazienki, a przy bocznej ścianie ciągnie się rząd metalowych szafek z szufladami. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że jest to pokój nauczycielski, ale ten znajduje się na drugim końcu korytarza.
                -Pan Bardzo Mądry wysadził prąd, więc musimy poradzić sobie bez niego. Gideonie, laptop jest naładowany, uda ci się do niego włamać? – pyta Elza, podchodząc do Gideona. Przyglądam mu się spod zmrużonych powiek. Wygląda na osobę, która naprawdę wie, co robi, a kiedy podnosi głowę i uśmiecha się do Elzy, ja już znam odpowiedź.
-Jak nie ja to kto? Nie sądzę, by jakiś inny Rebeliant znał się na komputerach.
-Bo inni Rebelianci nie są nerdami – mruczy Cat, przechodząc obok mnie, tak że słyszę ją tylko ja.
-Cat, stań przy drzwiach – poleca jej Elza, a sama podchodzi do szafek. Kiwa do mnie głową, aby jej pomogła, a ja niechętnie ruszam się z miejsca. Niby kamery są wyłączone, ale cały czas mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
                Po kolei otwieramy szuflady, mając w pamięci nazwiska, które podała mi Elza. Nazwiska osób, które zniknęły. Kartoteki na szczęście są poukładane alfabetycznie, powinno nam pójść łatwo. Niestety, kiedy dochodzę do miejsca, gdzie powinna być kartoteka Dominique, tej nie ma. Sprawdzam dokładnie jeszcze dwa razy, świecę latarką, ale nie znajduję jej.
                -Zabrali – oznajmia nagle ze złością Elza. Z trzaskiem zamyka szufladę, a ja krzywię się. Jeśli nagle wparuje tu jakiś dyrektor wszystko zrzucę na Elzę.  
                Krzyżuję ramiona na piersi i opieram się o szafki. Wpatruję się w Gideona, który marszczy czoło i pochyla się do monitora, by lepiej widzieć. Widzę jak ze złością wciska koleje klawisze i mam wrażenie, że zaraz wyrzuci tego laptopa za okno. Pierwszy raz widzę, by był czymś tak zajęty. Nigdy nie przypuszczałam, że Gideon może znać się na komputerach. To cecha bardziej ceniona u Bohaterów, ale jeśli potrafi się włamać do czyichś kont, jeśli jest dobrym hakerem… cóż, Rebelianci na pewno to pochlebiają.
"Podchodzę i pochylam się nad monitorem"
                Elza wychodzi z pokoju, pewnie w poszukiwaniu Willa, a Gideon nagle odchyla się na krześle i zakłada ręce za głowę. Podnosi wzrok, poszukując Elzy, ale nie widząc jej, pada na mnie.
-Spójrz na to – mówi. Podchodzę i pochylam się nad monitorem. Przez chwilę mam wrażenie, że oczy wypadną mi z orbit.
Dokładnie opisana kartoteka Dominique, głosząca, iż Dom była eksperymentem urodzonym u Bohaterów. Jest napisane, że próbowali różnych operacji mózgowych i wizyt u psychologów, aby przekierować jej umysł na myśli Rebelianta, a następnie odesłali ją do nas, by zobaczyć, czy się powiodło. Na samym dole, wielkimi, czerwonymi literami pisze „EKSPERYMENT NIEUDANY”, więc obstawiam, że się nie udało.
-Możesz to jakoś zabrać, wydrukować? – pytam. Gideon wyciąga coś małego z kieszeni i wtyka to w jedno z wejść do laptopa. Pendrive. Przenosi na niego parę kartotek, przed oczami miga mi moje nazwisko, a następnie wszystko się zamyka i Gideon wkłada z powrotem małe urządzenie do kieszeni. Zamyka laptopa i wstaje.
Idziemy do drzwi, ale w tym samym momencie Cat odskakuje i do środka wpada jeden z dyrektorów. 

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 2

"Mały problem"



 Po wszystkich lekcjach przychodzi czas na karę moją i Cat. Przebieramy się w dresy, ciepłe bluzy i wygodne buty i idziemy do ogrodu. Wcześniej pobieramy od strażnika, dyżurującego kary, co mamy robić i bierzemy z szopki odpowiednie narzędzia. Zazwyczaj musimy oczyszczać ogród ze śmieci i niepotrzebnych chwastów, ale zależy to też od pory roku.
                Nie mogę się skupić na pracy, bo cały czas myślę o planie Willa. Chcę, by tym razem się nam udało, chcę zobaczyć jak się po drugiej stronie.
Kątem oka dostrzegam Gideona. On również często ma kary. Może i jest spokojniejszy od reszty i trzyma się na uboczu, ale mam wrażenie, że to tylko pozory. Patrzę się na niego i próbuję go zrozumieć.
                Gideon często ma ataki. Wiele razy byłam ich świadkiem. Kiedy się zdenerwuje, jest nawet zdolny do zabójstwa, nie panuje nad sobą. Zawłada nim wewnętrzna bestia, którą dusi w sobie i udaje grzecznego chłopca. Wstydzi się swoich ataków i stara się je kontrolować, ale ja uważam, że to niepotrzebne i bezcelowe. U Rebeliantów to się ceni. U niego najwyraźniej nie.
                Napotyka mój wzrok i nasze spojrzenia się krzyżują. Uśmiecham się lekko, a ten się rumieni i szybko odwraca wzrok. Kręcę głową i wracam do pracy.
-Nie podrywaj go – Cat daje mi kuksańca w bok. Nie podnosi głowy, ale wiem, że się uśmiecha.
-Nie psuj mi planów – udaję obrażoną, ale gdy Cat na mnie spogląda zaczynam się śmiać. Cat również.
                Często żartuje z ludzi, ale nie potrafię żartować z kogoś tak bezbronnego jak Gideon. Ale jeśli Cat myśli, że mogłabym podrywać Gideona jest w wielkim błędzie. Nic do niego nie mam, poważnie, ale nie mogłabym. Po prostu nie.
                Po pracy wracamy razem z Cat do pokoju. Jesteśmy brudne od ziemi i śmierdzimy trawą, dlatego każda z nas idzie się obmyć. Kary zawsze odbywają się o dwudziestej lub wcześniej, jeśli jest zima i szybciej robi się ciemno. Wracamy więc równo o ciszy nocnej i mamy mało czasu, by się odświeżyć, ale jakoś nam się udaje. Godzinę po ciszy mamy być w skrytce pod schodami, więc kiedy wybija dwudziesta trzecia na mój telefon przychodzi SMS. 

Od: Willy
Treść: Gdzie jesteście? Ruchy, wszyscy już prawie są, nie zaczniemy bez Was!

„Wszyscy”? Jacy wszyscy? Chyba nie chodzi mu tylko o Elzę. Co on, do jasnej cholery, kombinuje? Próbuje wkręcić więcej osób w ucieczkę, odpowiada natychmiast moja wewnętrzna mądrala. Im będzie nas więcej, tym łatwiej będzie wymyślić dobry plan i wykonać go lub odwrócić uwagę innych, jeśli będzie taka potrzeba.
                Cat wychodzi z łazienki i natychmiast wychodzimy z pokoju. Po cichu schodzimy na dół, do głównych schodów. Mało osób się tu pałęta, bo często chodzi tędy strażnik, ale jak się wie, kiedy wchodzi, a kiedy wychodzi, to się i wie, kiedy można być na widoku, a kiedy nie.
                Schody w głównym holu, prowadzące do sypialni nauczycieli i gabinetów lekcyjnych, są ogromne. Zajmują jakby całą ścianę, więc można by pomyśleć, że nic za nimi nie ma. A błąd, bo jest.
                Po bokach, na samym dole, gdzie barierki rozpoczynają rzeźby Afrodyty i Herkulesa, można przejść pomiędzy rzeźbami, a ścianą. Jest to dobra skrytka, mało tam miejsca i strasznie ciemno, ale to nie jest nasza skrytka pod schodami. Znajduje się ona dosłownie pod schodami. Kiedy już jest się w niszy, pomiędzy ścianką schodów, a ścianą holu, można przejść do innego pomieszczenia. W ściance schodów są obluzowane deski, przez które można wejść. Aż dziw, że nikt, oprócz nas, jeszcze na to nie wpadł.
                Wchodzimy razem z Cat. W środku jest ponuro i śmierdzi zgnilizną oraz kurzem, kręci od niego w nosie, a na środku wisi mała żaróweczka oświetlająca twarze siedzących w środku ludzi. Podejrzewam, że kiedyś było tu planowane pomieszczenie, ale z niewiadomych powodów zostało zapomniane i poniszczone. Są tam siedziska, stęchłe, obdarte i zakurzone, ale da rady na nich siedzieć. Można się spokojnie wyprostować, bo pomieszczenie jest na tyle wysokie, na ile prowadzą schody w górę. Trzy ściany są proste, jedna, ta od schodów, jest pochylona.
                W środku siedzi przynajmniej dziesiątka uczniów, widzę Willa, stojącego na środku, jakby przywódca, widzę Elzę, siedzącą w kącie i nie przejmującą się pająkami and nią, i widzę Gideona, siedzącego na krześle na uboczu. Dziwi mnie jego widok, ale również denerwuje fakt, że teraz więcej osób będzie wiedzieć o tej skrytce. Mamy wiele innych, ale ta jest wręcz idealna i najczęściej używana.
                -Dziesięć minut spóźnienia – oznajmia Will, gdy nas widzi.
-A ty co, minutnik? – prycham. Krzyżuję ramiona na piersi i staję przed nim, a Cat opada na siedziska przy ścianie. Will mierzy mnie spojrzeniem, po czym się uśmiecha i odwraca do reszty.
-Drodzy państwo, oto kobieta, która poprowadzi nas za mur – oznajmia. Marszczę brwi i patrzę na niego z niezrozumieniem. Will ponownie spogląda na mnie. – Ponieważ ty, kochanie, przeprowadzisz całą akcję.
                Cholera.
-Co proszę? – niemal piszczę. Nie wiem, czy to dlatego, że czuje ekscytację, iż będę przywódcą i wszyscy będą na moje rozkazy, czy to dlatego, że boję się, iż zawalę cała misję. – Kto by chciał, żebym to ja niby miała prowadzić całą akcję?
Wcale nie zadawałam tego pytania, by usłyszeć odpowiedź, ale każdy w pomieszczeniu podniósł rękę.
-Och, dzięki – mówię. – Wcale nie pomagacie.
-Dobra, teraz się przymknij i słuchaj – oznajmia Will i nakazuje mi usiąść pod ścianą.


-Kamery! – niemal wrzeszczę. – Kamery, do cholery! Dlaczego o tym nie pomyślałam?!
-Ja również nie sądziłam, żeby Rebelianci obserwowali cały obiekt – Cat marszczy brwi. – Po co? Mają strażników, kamery nie są w stylu Rebeli, oni nie boją się wandalizmu.
                Wchodzimy na górę, kierując się w stronę pokoi dziewczyn. Niemal nie zaczęłam rozwalać przedmiotów, kiedy Will opowiedział i swój plan. W sumie, nie sam plan był zły, ale rzeczy, które uniemożliwiały jego rozwój.
                -Oni nie boją się o wandalizm, głupie – mówi Elza za naszymi plecami. Odwracam się, nie rozumiejąc. Elza stuka mnie placem w głowę. – Pomyśl trochę, niedorozwinięta Rebeliantko.
-Boją się, że uciekniemy – zgaduje Cat. Elza kręci głową.
-Przecież już niektórym się udało. Wydaje mi się, że chodzi im o Bohaterów. Żeby żaden nie dostał się na ich teren.
-Wielcy, bardzo źli Rebelianci, którzy mają broni pod dostatkiem i cieszą się cudzą krzywdą, boją się, że jakiś młody Bohater przejdzie przez mur. Mur, który ma cztery metry, jest spowity kolczatką, a do tego jego cegły obdzierają skórę przy małym przejechaniu ręką. A nawet gdyby tak nie było, to Bohaterzy są zbyt słabi, żeby w ogóle się wspiąć – parska Cat.
-Nie znasz ich – oznajmiam nagle ostro. Czemu to zrobiłam? Dlaczego ich obroniłam? Cat i Elza patrzą na mnie marszcząc brwi, a ja odwracam wzrok. – Nie ocenia się książki po okładce, prawda? Bohaterzy w komiksach zawsze mają super moce. – Wzruszam ramionami. Elza parska śmiechem.
-To nie komiks, Auro – rzuca na pożegnanie i znika w swoim pokoju. Spoglądam w oczy Cat. Widzę w nich coś na wzór współczucia. Kręcę głową. Wcale nie zwariowałam, nie wiem czemu obroniłam Bohaterów, uznałam to za słuszne.


Następnego dnia, gdy się budzę, na naszych drzwiach nie ma żadnego krzyżyka, co oznacza, że nie dowiedzieli się o naszym nocnym spotkaniu. Może kamer nie ma budynku, może Elza miała rację, że tu nie chodzi o nas, Rebeliantów, tylko o Bohaterów.
                Gdy zwlekam się z łóżka, Cat już stoi na nogach i rozczesuje włosy. Spoglądam na zegarek, siódma. To dziwne, że zawsze budzimy się bez budzika.
-Jak się spało? – pyta mnie Cat. Nic nie odpowiadam, tylko od razu idę do łazienki. Wiem, że wyglądam okropnie, bo kiedy tak jest, Cat zawsze wyjeżdża z tym swoim pytaniem. I kiedy stoję przed lustrem widzę, że mam potargane włosy, czarne smugi pod oczami od niezmazanego tuszu do rzęs i jestem opuchnięta. Tak się zawsze budzę, kiedy idę spać zdenerwowana.
                Rozczesuję włosy i związuję w koński ogon. Przemywam twarz, zmazuję tusz i nakładam nowy, a następnie wychodzę, by się przebrać. Nie musimy nosić mundurków do szkoły, co jest ogromnym plusem, ale musimy starać się w czasie lekcji wyglądać porządnie. Nie wiem, co według dyrektorów znaczy ‘porządnie’, ale chyba spodnie z dziurami, luźnie koszulki i martensy lub długie trampki mogą być, bo tak zazwyczaj się ubieram. I chyba jako jedna z niewielu wyglądam normalnie, nie mając kolorowych włosów, kolczyków w dziwnych miejscach, workowych spodni i koszulek, które wyglądają jak wory po ziemniakach, lub za krótkich spódniczek.
                O siódmej trzydzieści schodzimy na dół. Jestem dzisiaj wyjątkowo głodna, więc w stołówce nabieram sobie więcej jedzenia, ale gdy tylko siadamy do stolika od razu mi się odechciewa i wypijam tylko szklankę kawy.
                Po krótkiej chwili naprzeciwko nas, po drugiej stronie stolika, siadają Elza z Willem, sprzeczając się o coś.
-Mów – nakazuje Elzie Will. Dziewczyna wzdycha i zwraca się do nas.
-Dziś w nocy zniknęła moja współlokatorka. A tak poważnie to nie wróciła na noc.
Biorę łyk kawy.
-Co my mamy do tego? – pytam, odstawiając szklankę.
-Może poszła spać do kogoś innego, nie pomyślałaś? – dodaje Cat. Elza kręci głową.
-Wczoraj, kiedy wróciliśmy z narady, była w pokoju. Poszłam pod prysznic, a kiedy wyszłam jej już nie było. Myślałam, że poszła do kogoś innego, ale nie wróciła rano, a ja wypytałam prawie wszystkich i nikt nic nie wie.
Elza nigdy nie sprawiała wrażenia, że czymś się przejmuje, ale teraz wyraźnie jest zdekoncentrowana i martwi się o współlokatorkę. Ja natomiast nigdy nie znałam jej aż tak dobrze, wymieniłyśmy raptem parę zdań i wiem tylko, że ma na imię Dominique.
Marszczę brwi.
-Pytałaś dyrektorów? – pytam. Elza kręci głową, a ja wywracam oczami.
-Ale to nie wszystko – dodaje pośpiesznie Will. – Dom nie zniknęła jako jedyna. Spotkałem już co najmniej cztery osoby, które szukały swoich współlokatorów.
Wymieniamy z Cat spojrzenia.
-I nikt nic nie wie? – pyta moja przyjaciółka. Will i Elza zgodnie kręcą głowami. – Dlaczego żadne z was nie pójdzie spytać dyrektorów? Może po prostu wyjechali gdzieś, może dyrektorzy ich gdzieś wysłali.
-Nie wyjechałaby bez pożegnania – oznajmia twardo Elza. – Co jak co, ale mieszkamy razem od dziesięciu lat.
-To na pewno nic poważnego – oznajmia Cat i zakłada sobie torbę na ramię. – Lepiej chodźmy, lekcje rozpoczynamy z Panem Wielkie Ego.
                Cat nazywa tak faceta od języków obcych, dlatego, że zawsze sam sobie odpowiada na pytania i cały czas mówi w innym języku, a następnie chwali się, co on tam potrafi i karci nas za słabą naukę.
                Nikt go nie lubi.
                Na samym początku lekcji w klasie zawsze rozbrzmiewają rozmowy. Można by pomyśleć, że uczymy się z orangutanami. Niektórym chłopakom niewielu do nich brakuje.
-Spokój! – wrzeszczy nauczyciel. – Spokój wszyscy!
Dopiero po paru krzykach w klasie robi się dostatecznie cicho, by prowadzić lekcje. Pan Wielkie Ego już chce zacząć coś mówić, ale do klasy nagle wchodzi jeden z dyrektorów: wysoki, krępy mężczyzna, któremu, pomimo dobrej postawy, zaczynają już siwieć włosy.
                Obrzuca nas spojrzeniem, w jego oczach dostrzegam coś na cień pogardy.
-Wybacz, Andrew, ale muszę ci na chwilę przeszkodzić – kiwa głową w stronę nauczyciela, a ten pada na krzesło przy biurku. Sprawia wrażenie zmęczonego. Dyrektor zwraca się do nas. – Przyszedłem wam oznajmić, że od dzisiaj wychodzenie poza teren szkoły będzie surowo karane.
-Przecież już jest! – odzywa się ktoś z tyłu. Dyrektor uśmiecha się lekko.
-Przepraszam, wychodzenie poza teren budynku – poprawia się. W klasie rozlegają się szepty i zażenowane jęknięcia. Ktoś nawet krzyknął z niedowierzaniem, że to chyba jakiś żart. Dyrektor unosi dłoń, nakazując nam przy tym być cicho. – Od teraz każdy, kto wyjdzie poza budynek, będzie karany. I nie chodzi mi o zwykłe prace społeczne.
-Ale dlaczego, dyrektorze, coś się stało? – pyta Cat.
-Wynikły pewne niedogodności. Musimy coś sprawdzić i nie można w tym przeszkadzać. Wszystkie kary, które odbywają się na dworze zostają anulowane, a przy drzwiach staną strażnicy, aby was nie korciło do ucieczki. Będą również patrolować teren dookoła budynku – kiwa głową ponownie w stronę nauczyciela. – To wszystko, mam nadzieję, że się dostosujecie.
Ponownie na jego ustach zamajaczył uśmiech (który mi, dziwnym trafem, przypomina  uśmiech diabła) i wychodzi z klasy. Natychmiast rozlegają się protesty i kłótnie, a nauczyciel zaczyna nas uciszać.
                Dlaczego to zrobili? Czyżby domyślili się, że uciekamy? Nie mogę powstrzymać zszokowanego wyrazu twarzy. To jest, do jasnej cholery, nie sprawiedliwe!
                Cat odwraca się wystraszona do Elzy i Willa, a mnie dobiega jego głos:

-No to mamy mały problem.
_________________________________
Małe opóźnienie, ale już jest rozdział drugi :) Zapraszam do komentowania :) 

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 1

"Trzeba jakoś sforsować ten mur"



-Biegnij! – słyszę krzyk Cat, przepełniony śmiechem. Zeskakuję z muru i biegnę, w tle słyszę śmiech Cat i mój. Biegnę wzdłuż muru, szukam ręką wnęki, w której mogę się schować. Jeżdżę dłonią po chropowatej powierzchni, unikając kolczatki, chyba zdarłam sobie skórę. Nagle moja ręka natrafia na pustkę, przystaję.
-Tutaj! – wołam do Cat. Jest za ciemno, bym mogła ją zobaczyć, ale słyszę jak biegnie w moją stronę, a następnie obie wpadamy do wnęki, śmiejąc się w głos. Cat zatyka mi usta dłonią, a ja jej, bo nie możemy powstrzymać śmiechu.
                Słyszymy ujadanie psów, zmutowanych genetycznie, chyba z krokodylami. Nie widzą za dobrze, polegają na węchu, ale wystarczy natrzeć się miętą, by ich zmylić. Trzeba być idiotą, żeby nie pomyśleć, iż Rebeliant może na to wpaść. Każdy Rebel będzie próbował przechytrzyć Genetyki. Mi i Cat się udało.
 Przebiegają przed nami, a my zgodnie oddychamy z ulgą. Dopiero teraz odczuwam zmęczenie spowodowane biegiem i wspinaczką na czterometrowy mur. Mam nieźle podrapane dłonie i podarte spodnie. Cud, że koszulka uszła z życiem.
-Nie udało się wejść? – pyta mnie Cat. Kręcę głową.
-Nie – krzywię się. – Cholera, gdyby nie te głupie psy, to już bym była po stronie Bohaterów.
                Od paru lat, wraz z Cat i kilkoma innymi znajomymi, staramy się przejść na drugą stronę muru. Tam, gdzie wszystko jest idealne, piękne i zadbane, gdzie wszyscy są dla siebie mili i przytulni. Chcemy tam namieszać, żeby już tak nie było. Namalować kilka graffiti, prowokować ludzi do złości. Byłaby zabawa. Niestety, Rebelianci mają sposoby, by młodym, czyli nam, nie zechciało się przejść przez mur. Zresztą, po tylu próbach, mam wrażenie, że to niemożliwe. Wspiąć się to byłaby pestka, gdyby nie kolczatka i obdzierające skórę cegły. No i jeszcze te psy.
                -Aura, jak my teraz wrócimy do sypialni? – pyta mnie Cat. Wzruszam ramionami.
-Możemy tu spać. Psy nam zawyją do snu, a my się ułożymy na liściach i pięknie zaśniemy – ponownie się śmiejemy.
-Ćśś! – Cat mnie ucisza. Marszczę brwi, sama się przecież śmiała. – Nic nie słychać.
-Pewnie poszły dalej. Nie wyczuły nas, nie wyczuły zagrożenia. Chodź – wychodzę z wnęki. Cat nieco się ociąga, zapewne boi się tych Genetyków. Nie mogę jej winić. Każdy czegoś się boi. Nawet Rebeliant.
-Chodź, Cat – mówię bardziej miękko.
                Cat od zawsze jest słabsza. Jest chuda, krucha, bojaźliwa. Trafiła do Rebeliantów, bo cieszy się cudzą krzywdą, jak wszyscy tutaj. Jest Rebelem, jak to ładnie określamy, kimś, kto nie trzyma się zasad. Wyznacza własne ścieżki i trzyma się ich. Nie słucha się innych, jest wyjątkowo mądra, dlatego się jej trzymam. I też dlatego, że kiedy tu trafiłam, byłam jak ona. Tchórzliwa. Teraz trudno mnie wystraszyć, czy tez doprowadzić do płaczu. Za to bardzo łatwo mnie zezłościć.
                Razem ruszamy w stronę Akademii. Akademia Rebeliantów jest domem każdego, kto stracił rodziców i każdego, z kim rodzice już nie mogą wytrzymać. Każdego nastolatka, rzecz jasna. Po skończeniu dziewiętnastego roku życia możemy się przenieść do Miasta Rebeli. Jak byłam mniejsza nazywałam je Miastem Roboli.
                Tak, obie nie mamy rodziców. Rodzice Cat zmarli, gdy zawalił się na nich budynek. Byli Rebeliantami, ale matka wychodziła z krwi Bohaterów, co tłumaczy zachowanie córki. Ja zaś nie pamiętam swoich rodziców. Podobno podrzucili mnie do Rebeliantów, gdy byłam jeszcze niemowlęciem. Nie wiem dlaczego, ale dużo osób lubi tę wersję wydarzeń.
                Gdy zbliżamy się do Akademii, obie się schylamy jak najniżej. Przechodzimy pod oknami, wzdłuż ścian, by szybko wbiec na schody i do środka. Krzywimy się, gdy drzwi głośno skrzypią, chociaż wiemy, że nikt na to nie zwróci uwagi. Tutejsi dyrektorzy doskonale wiedzą, że młodzi uciekają po nocach. Skręcając w skrzydło sypialni dla dziewcząt napotykamy się na wielu innych Rebeli. Większość chowa się w cieniach, kilkoro jawnie chodzi środkiem korytarza, jak ja i Cat. Pewnie idą do jadalni albo do świetlicy. Nie wolno nam wychodzić z pokoi po dwudziestej drugiej, ale oczywiście młodzi robią na przekór nawet dyrektorom Rebeli.
                Mieszkamy z Cat w jednym pokoju, co też jest powodem, dla którego się przyjaźnimy. Góruje w nim niebieski kolor, mój ulubiony. Są w nim dwa lóżka, ustawione po przeciwległych ścianach, dwie szafy, dwie etażerki, dwie komody, dwa okna, wszystkiego po dwa, oprócz łazienki, która jest jedna i drzwi do niej znajdują się po stronie Cat. Jakby nasz pokój był wiecznie czysty i ktoś stanąłby po jego środku, miałby wrażenie, że widzi odbicie lustrzane. Obie strony pokoju są takie same, tak samo ułożone, te same kolory. Jedynie inny brud. I na moim łóżku leży kocyk, w którym mnie znaleziono. To trochę dziecinne, ale nie mam serca go wyrzucić. Poza tym jest ciekawy, bo wygląda, jakby był porwany i zamiast kwadratowego jest trójkątny. No i jest niebieski.
                Cat od razu rzuca się na łóżko i zasypia. Jest druga w nocy, a mi doskwierają obdarte dłonie. Idę więc do łazienki i obmywam je, a następnie przebieram się w czyste i całe ubrania do spania. Zazwyczaj to ja wspinam się na mur i ja zawsze potem mam siniaki i skaleczenia. Drugą osobą jest jeszcze mój przyjaciel Will, a trzecią Elza. W ostateczności Cat. Pewnie wiele innych młodych próbuje przejść przez mór i pewnie komuś już się to udało, ale nam niestety jeszcze nie. Będzie już rok, jak próbujemy się stąd wydostać.
                Wracam do pokoju i siadam na łóżku. Przez jakiś czas wpatruję się w sylwetkę Cat. Jak na Rebelianta wygląda dosyć spokojnie podczas snu. Kiedyś ssała nawet kciuk. Bała się, chyba jak każdy nowy Rebeliant tutaj. A do tego wiecznie się odznaczała. Jest niska, bardzo niska, przez co była gnębiona, ale z czasem doszło do nas wiele innych niskich ludzi. Poza tym, jak dla mnie, gdy była młodsza wyglądała uroczo. Jej długie włosy sięgały jej do kolan. Ścięła je, a szkoda. Jest naturalną blondynką, ale się przefarbowała na brąz, by uniknąć kolejnego gnębienia. Mogłaby wybrać jakiś bardziej cudaczny kolor, jak różowy czy zielony, tak jak większość Rebeliantów, ale ona wolała się odznaczać swoją zwyczajnością. I tak już jest niezwykłe to, że jej oczy są koloru jasnofioletowych fiołków. Trudno odgadnąć Cat, nikt nigdy nie wie, co chodzi po głowie tej dziewczynie.
Nawet ja.


Budzę się koło szóstej rano, mocno niewyspana. Moja kołdra jak zawsze została skopana z łóżka, a poduszka wylądowała w nogach. Nie potrafię normalnie spać. I oczywiście, pierwsze co zauważam po przebudzeniu, to czerwony krzyżyk na drzwiach, oznaczający jedynie tyle, że dyrektorzy dowiedzieli się o naszej nocnej wycieczce.  
-Cat! – jęczę, chowając twarz w materac. Dziewczyna budzi się z mruknięciem. Pewnie też spogląda na drzwi, bo po chwili słyszę jęknięcie.
-Co tym razem? – pyta zaspanym głosem. Powoli zwlekam się z łóżka i podchodzę do drzwi. Odrywam krzyżyk i odczepiam od niego małą karteczkę, gdzie jest napisana nasza kara. „Pielęgnacja ogrodu”. Och, nic nowego.
-To co zawsze – oznajmiam. – Ogród.
-O nie! Od ostatniego razu jeszcze mi paznokcie nie odrosły!
                Kiedy jakiś młody zrobi coś, co nie spodoba się dyrektorom, dostaje kare. Nikt nie wie, jak te krzyżyki pojawiają się na drzwiach, ale chyba każdy zna już na pamięć kary. Nie potrafię zliczyć, ile ja i Cat dostałyśmy już kar.
                -Cały czas próbujemy przedostać się przez ten mur i jeszcze nigdy nam się nie udało, o co chodzi? – pyta Cat z wyrzutem. Wzruszam ramionami i się przeciągam.
-Kiedyś nam się uda, zobaczysz – oznajmiam. Podchodzę do swojej szafy i wyciągam ubrania na przebranie. – Wstawaj.
Cat kiwa głową, ale nie podnosi się.
Cóż, ja nie mam zamiaru przedzierać się na stołówkę przez tabun młodych Rebeli.
Idę do łazienki i wchodzę pod prysznic. Obmywam całe ciało, łącznie z włosami. Wychodzę, przebieram się w nowe ubrania i biorę się za suszenie włosów. Stoję przed lustrem z suszarką w ręku, przyglądając się swojej twarzy. Pobyt u Rebeliantów postarza każdego, ale ja dalej wyglądam jak powinnam. Jak szesnastoletnia buntowniczka. Mam zadrapaną twarz, ręce i nogi przez wdrapywanie się na mur, przeprawy przez lasy i zajęcia dla młodych: sztuki walki i tym podobne. Również bladą cerę, bo nie jestem fanką słońca. Poniszczone końcówki włosów, które ścinam co miesiąc. Zamglonym wzrokiem wpatruję się w swój własny obraz, czuję się, jakbym była chora. A przecież nie jestem, jestem po prostu zmęczona. Już kilka tygodni jestem zmęczona. Najgorsze jest, że u Rebeliantów nigdy nie dają spokoju.
Wychodzę z łazienki, zamieniając się z Cat.
Nie potrafię powiedzieć, czy gdybym mogła wybierać, wybrałabym Bohaterów. Na pewno nie podobało mi się życie w ciągłej zgodzie, bez bójek, bez sztuk walki, bez niczego. A może po prostu tak myślę, bo przyzwyczaiłam się do życia Rebela. Jednak wiem, dlaczego starsi Rebelianci cieszą się, gdy opuszczają Akademię. Im jesteś starszy, tym większy dają ci wycisk i tym bardziej chcesz się stąd wydostać. Nie wiem, co mnie czeka, gdy opuszczę Akademię. Wiem, że przeniosę się do miasta, które znajduje się za murem. Czy będę wtedy razem z Bohaterami? Szczerze, wkurzyłabym się. Tyle starania, by przedostać się do Bohaterów, a tu się okazuje, że wystarczyło trochę poczekać. Ale po chwili przypominam sobie, że przecież Bohaterowie mają własne miasto, Rebelianci również. Czyli dalej będę próbować przedostać się za mur.
Cat wychodzi z łazienki, ma mokre włosy. Pamiętam, jak zaczęłyśmy razem mieszkać i zdziwiłam się, kiedy nie używała suszarki. Nie odpowiedziała mi, kiedy pytałam, więc nie robiłam tego więcej.
Zegarek wskazuje dopiero za piętnaście siódmą. Poczekam, aż Cat wyschną włosy i razem zejdziemy do stołówki.


Schodząc na dół nie musimy przeciskać się przez hordy młodych Rebeli, bo tak wcześnie mało osób schodzi na śniadanie lub jedzą jeszcze wcześniej. Jest siódma trzydzieści, zajęcia odbywają się o ósmej. Wszyscy starsi starają się być punktualnie, bo każdy kto przeszedł gimnazjum wie, że lepiej się nie spóźniać. Najmłodsi, którzy dopiero wchodzą w świat nauki podstawowej mieszkają w oddzielnym budynku, byśmy nie zrobili im krzywdy. Gimnazja tak samo. Aktualnie jestem w pierwszej klasie liceum razem z Cat, mamy marzec i za jakiś niecały miesiąc moje urodziny. Co prawda, nie obchodzę ich, ale ten fakt, że będę mieć już siedemnaście lat i pozostaną mi tylko dwa lata do przeżycia tutaj. Potem będę wolna.
Jem małe śniadanie, zazwyczaj jedną kanapkę, którą się najadam, bo nie jestem przyzwyczajona do śniadań. Zawsze omijałam, ale nakazano mi na nie chodzić i jest sowicie, bo im starsza klasa, tym treningi są bardziej wyczerpujące i potrzeba nam sił. Ale mi starczy kanapka, by przeżyć do drugiego śniadania, na którym zazwyczaj jem płatki.
-A ten znowu siedzi sam – szepcze do mnie Cat, wskazując na stolik w kącie, po drugiej stronie stołówki. Przy nim siedzi Gideon. Blondyn, wyższy ode mnie, umięśniony i silny, ale słaby psychicznie. Nie jest taki jak wszyscy Rebelianci. Osobiście nic do niego nie mam i naprawdę go lubię, ale nie na tyle, by usiąść z nim przy jednym stole, no niestety. – Co z nim nie tak?
-Daj mu spokój, Cat – ganię ją. – Może woli samotność? Jak połowa Rebeli w tej szkole.
-Podobasz mu się.
-Tak, wiem – siadam z Cat przy pustym stole.
                Ile razy przechodząc obok Gideona, ten się rumienił lub chował. Jest nieśmiały, to zdążyłam zauważyć, i stara się mnie unikać, ale mam z nim lekcje. Szkoda mi go, zakochał się w kimś, kto nie jest zdolny do kochania.
                Po krótkiej chwili, do naszego stolika przysiadają się Elza i Will. Will ma podbite oko, przyciska do niego lód. To normalne u Willa. Często chodzi poturbowany, ale nigdy nie jest to coś poważnego. Co ukrywać, Will jest jednym z tych Rebeliantów, którzy lubią bijatyki.
-O, Will – mówi nagle Cat, jakby zauważyła coś bardzo interesującego. Wskazuje na jego twarz. – Masz tu coś. Pod okiem, widzisz?
Will piorunuje ją niezapuchniętym okiem, a Cat się śmieje.
-Chcieli mu spuścić głowę w kiblu – mówi do mnie Elza, wskazując na Willa. – Starsi. Nie dał się i poobijał im mordy. – Uśmiecha się do mnie konspiracyjnie. – Byli tak źli, że gdybym nie przyszła, ten już by nie żył.
Nie uśmiecham się. Wcale mnie to nie śmieszy. A powinno, jako że jestem Rebeliantką i powinnam cieszyć się cudzą krzywdą. Ale nie krzywdą mojego przyjaciela.
                Po śniadaniu zbieramy się na zajęcia. Jakby na złość, pierwsza przypada nam samoobrona. Nie lubię tych zajęć, nie lubię się bić, bo jestem słaba. Staram się nie pakować w bijatyki, lubię moją twarz i nie chcę, by była obita.
                Samoobronę prowadzi pan Ashton, nazywany przez mnie i Cat Mega Facetem Na Sterydach. Tak wygląda i taka jest prawda. Jest bardzo wymagający, jak większość nauczycieli tutaj. Jest silny, umięśniony, wytrwały, buntowniczy, zażarty, hardy. Jest przykładem doskonałego Rebela. Ale w zasadzie to mało osób próbuje być taki jak on. Większość chłopaków na pewno, reszta uważa, że najlepiej być po prostu buntownikiem i chamem, że to najlepiej oddaje Rebeliantów. Nie do końca się z tym zgadzam. Rebelianci są wytrwali w dążeniu do osiągnięcia celu, to jeden z nich pierwszy rozpoczął podział ludu na dobro i zło. Właściwie nie wiem, czym powinien cechować się prawdziwy Rebel, ale skoro tu jestem, to znaczy, że jestem odpowiednia i parę moich cech na pewno się zgadza.
                Pan Ashton każe nam się dobrać w pary. Razem z Cat ćwiczymy ciosy i uniki. Nie idzie nam najsłabiej ze wszystkich, ale na pewno należymy do grupy słabszych. Nagle ni stąd ni z owąd obok mnie pojawia się Will. Nie chodzi na te zajęcia ze mną i Cat, więc obie się dziwimy.
                -Dzisiaj, godzina po ciszy nocnej w skrytce pod schodami – oznajmia, nim zdążymy cokolwiek powiedzieć. Uśmiecha się do nas szelmowsko. – Trzeba sforsować jakoś ten mur.
Po czym znika tak szybko, jak się pojawił. Wymieniamy z Cat zdziwione spojrzenia. Will chce obmówić z nami kolejną próbę przejścia do Bohaterów. Plany Willa zawsze są chore i pokręcone, ale mamy nadzieję, że teraz będzie inaczej. Tym razem postaramy się bardziej, przejdziemy na drugą stronę.
                Trzeba jakoś sforsować ten mur. 
_______________________________________________
Jest rozdział pierwszy :) Piszcie w komentarzach, co myślicie ^^